Nasz dzielny Sid został odstawiony do mechanika. Na calutki dzień. Potrzebował chłopak wymiany oleju, filtrów, czyszczenia klimy, naprawy ręcznego i kilku pierdółek, które raz w roku mu się należą. Niech ma :D W związku z powyższym musiałam wracać z pracy autobusem. Biurowiec, w którym pracuję znajduje się na tak zwanym zadupiu, gdzie wróble zawracają, co ma swoje plusy - cisza, spokój i bażanty majestatycznie przechadzające się pod oknami. Ma też swoje minusy - do przystanku jest ho, ho, hoooo, daleko. W ogóle do wszystkiego daleko, więc czekał mnie godzinny powrót do domu z przesiadkami. Uzbrojona w bilet i pozytywne nastawienie, urwałam się parę minut z pracy, bo oczywiście wszystkie autobusy jadą kilka minut przed szesnastą, albo dwadzieścia po. Idę, co prawda, nie do końca przygotowana, bo w łapkach parasol (zapowiadali burze) oraz kurtka (rano było zimno, teraz już upał, no i te burze...), generalnie niepotrzebne graty nieporęcznie mi dyndają dookoła, no i jeszcze torebka, która