Mogę, a co! Tu mam swój kawałek miejsca i będę chlipać w internet, że mnie Bestia bestialsko rozwala emocjonalnie. Na przykład - Bestii włączyła się maruda przy wychodzeniu z samochodu. Bo ona jest zmęczona, bo bolą nóżki, rączki, oczka, bo ona lepiej w tym samochodzie zostanie do końca życia, szloch. Wkurzyłam się, bo łomatko! jesteśmy trzy kroki od wejścia do domu, dwa piętra i kawałek korytarza od naszego mieszkania, a potem dwa metry przedpokoju do kanapy. No nie jest to jakaś oszałamiająco daleka odległość, której nie można by pokonać, zwłaszcza jak się ma w perspektywie odpoczynek. Ale Bestia już się zdążyła rozkręcić w swoim jojczeniu, więc ją ofuknęłam, żeby spokój był i luz. Efekt był odwrotny. Bestia wpadła w ryk, łzy leciały jak grochy. Tatuś, który czekał na nas w drzwiach wejściowych się zainteresował - A co to za ryczok idzie? Skąd to ryczenie? Młoda wyczuła możliwość uzyskania należnego jej współczucia, wczepiła się tatusiowi w spodnie i wyryczała, jak małe bawolątko - B