Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2017

Jest coś, co mi osładza jesień

Nie wiem dlaczego, nie pamiętam nawet kiedy, ale pewnego dnia dotarło do mnie, że ja UWIELBIAM zbierać grzyby. Nie krzyczę, tylko podkreślam. W czasach dzieciństwa i nastoletniości jeździłam z rodzicami na rodzinne wczasy, co roku w to samo miejsce, do porzygania. Ten sam ośrodek, ta sama okolica, nawet wczasowicze się powtarzali i pies w budzie przez lata ten sam oraz krowa u sąsiada, od której piliśmy mleko, że tak powiem bezpośrednio ;) Mogłabym źle wspominać monotonię wyjazdów, ale szczerze powiedziawszy mi się tam bardzo podobało, bo ja nigdy nie byłam z tych, co się nudzą. Ośrodek był w górach, blisko lasu i do tego lasu wyciągali mnie rodzice na grzyby. Niby obciach dla nastolatki, tak z rodzicami na spacerki łazić, aczkolwiek łażenie mi nie przeszkadzało, tylko towarzystwo robali, insektów i pająków, które to osobniki tylko czekały, aż przejdę przez granicę drzew, już się na mnie rzucały chmarą. Mogłam sobie jednak zbierać jagody, maliny i nawet poziomki się trafiały, ale grzyb

Pierwsze objawy nadchodzącej zimy

Że tak zacytuję klasyków: Noż cholera, piździ... Chociaż bardziej od nieprzyjemnych temperatur przeszkadza mi fakt, że mokro i wilgotno i w kościach mnie przez to łupie. A jak łupie, to i strzyka i sprawia, że czuję się staro, co przecież takie złudne, bom młoda i piękna, jak zawsze :D W domu grzeją, co akurat nie jest nam zbytnio potrzebne, bo mieszkanie mamy ciepłe. Niestety w pracy, w biurze mam ok. 15 stopni i to już jest dla mnie masakra. Co z tym budynkiem jest nie tak, że latem kitwasi się gorące powietrze, a od wiosny do zimy jest zimno. Zawsze, nawet jak grzeją kaloryfery. To znaczy wiem, co z nim nie tak, ale nic na to nie poradzę... Pracę mogę zmienić, co może w końcu uczynię ;) W każdym razie - przez osiem godzin mi zimno, kości moje i stawy skarżą się więc innym częściom mojego ciała, a one przetwarzają te skargi w ogrzewającą informację dla mózgu - DANIA JEDNOGARNKOWE! Tak, tak, skoro zaczynam myśleć o tłustych, zabielonych, gęstych zupach, zapiekankach i gorących, sytych

Rzeczy ważne i ważniejsze

Tak się złożyło, że Mąż wyjeżdża na wyjazd integracyjny z firmy, w której pracuje. Tak się również składa, że Młoda tego wieczoru nocuje u koleżanki. Co oznacza, że po raz pierwszy od kilku lat mam zupełnie samotny, samiuteńki wieczór, nie licząc Kota i muchy, która od wczoraj lata po naszym mieszkaniu odmawiając jego dobrowolnego opuszczenia. Sama, samiutka, samiuteńka. Ogrom szczęścia właśnie powoli zaczyna do mnie docierać :D Pierwszą moją myślą było: posprzątam. Na szczęście szybko oprzytomniałam ;) i uznałam, że butelka wina i drugi sezon Wikingów to zdecydowanie lepsze rozwiązanie. Bo trzeba mieć w życiu jakieś priorytety. Delektuję się i napawam niedaleką przyszłością. Pewnie taki splot wydarzeń nieprędko mi się znowu trafi.

Czerwony diabeł

Życie jak zwykle stawia przed nami może nie kłody, bo nie chcę narzekać, ale powiedzmy że wyzwania, które musimy ogarnąć. Tym razem wyzwaniem stała się żółta kontrolka sprawdzenia silnika, którą nasz Sid postanowił zapalić w sobie i świecić na nas znacząco. Co prawda lampka zgasła na drugi dzień, ale jednak postanowiłam pojechać do mechanika na sprawdzenie, cóż to, ach cóż to za dziwy i ile mnie to będzie kosztować. Mechanik podpiął Sida do kompa, poklikał i stwierdził, że albo rozrząd, albo zwarcie na instalacji elektrycznej. No super, będzie mnie to kosztować albo 50 złotych albo dwa do trzech tysiaków. Tak, żebym znała rząd wielkości i mogła się przygotować. Oczywiście żarliwie prosiłam los, fortunę i inne bóstwa od szczęścia, żeby to jednak był przepalony bezpiecznik, ale niestety nie wyprosiłam... Temat kosztów pominę milczeniem, bo co się mam dołować. A nie o tym, nie o tym... Pani w warsztacie zabrała mi kluczyki i powiedziała, że nie mogę jeździć samochodem, bo jak to rzeczywiś