Wróciliśmy. Ufff, kocham swój dom i strasznie za nim tęskniłam. Dwa tygodnie, to chyba dla mnie za dużo... Morze było na swoim miejscu, plaża również, Młoda pierwszego dnia zrobiła wielkie ŁAAAAAAŁ na widok takiej ilości wody i piasku. Pogoda bywała różna, liczyłam na lepszą, ale narzekać nie będę. Żarcie było przepyszne, więc flacha dla pań kucharek na koniec turnusu była jak najbardziej na miejscu. Pokoje całkiem, całkiem, sprzątaczki się opierdzielały, a że był to turnus rehabilitacyjny (załatwiany przez Klub Emeryta :)), to i trochę poćwiczyłam... Rybkę zarówno smażoną, jak i wędzoną zjedliśmy, trochę pozwiedzaliśmy, było nieźle, chociaż po tygodniu chciałam już wracać :D. Ponieważ, żeby nie doznać szoku, staram się nie przemęczać, więc wrzucam relację fotograficzną z drobnym komentarzem. [gallery link="file"] Za tydzień robimy tygodniowy wypad na Wyspę, ale nie tę zieloną, tylko tę obok. Matylda jest podjarana opcją lotu samolotem. A ja usiłuję na szybko przeprać rzecz