Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2014

Plan na przyszłość

W ogóle miałam nie pisać, bo czasu na większe wypociny jak zwykle nie ma ;) Ale między jednym, a drugim łykiem kawy (noż kurczę, a powtarzam sobie od rana - nie klikać po internecie!) zajrzałam do Zucha i okazało się, że Zuch mi w myślach czyta i pomysły na lepszą przyszłość podbiera... Jak to tak? To ja nie jedyna i wyjątkowa w swej przebiegłości? Plan dotyczy naszej emerytury i naszych dzieci, bo na ZUS to ja nie liczę, a z OFE to i tak w końcu mi wszystko zabiorą. I ja się podpisuję rękami i nogami. Żródło: http://www.zuchrysuje.pl/emerytura/  

Nie-dzień (Bestia - odcinek 12)

Są takie dni, kiedy czekam na wieczór... - Matyldo, trzeba już wstawać. - Umyj zęby. - Nie zakładaj sandałów, tylko tenisówki. Dzisiaj pada deszcz. Zmoczysz sobie stópki. - Czy możesz w końcu usiąść w swoim foteliku, zamiast demolować wnętrze naszego samochodu? -  Przeczytać Ci, co będziecie jeść dzisiaj w przedszkolu? - Czy mogłabyś się odrobinę pośpieszyć? Dlaczego przebieranie papci trwa w Twoim wykonaniu 10 minut? - O zobacz! Kuba już jest w sali. Pobawisz się z nim? - Kocham Cię Myszko, ale muszę iść do pracy. Czy mogłabyś przestać na mnie wisieć? - Cześć Kochanie. Przyszłam po Ciebie trochę wcześniej. Cieszysz się? - Pójdziemy na rolki? - Chcesz pograć w Gwiazdki? - Lubisz mnie? - Możesz mi podłączyć telefon do ładowarki? - Zostaw w końcu Tego kota w spokoju, przecież zaraz się wkurzy i Cię podrapie. I tak wykazała się daleko posuniętą cierpliwością! - Chcesz jajeczniczkę na kolację? - Idź się kąpać. - Uczesz włosy. - Wybierz sobie książkę do czytania. - Połóż się w końcu do łóżk

Dzień jak co dzień

Oooo, co to za dźwięęęk. A to to ustrojstwo zwane budzikiem. No to pewnie jest szósta. Nie chcę wstawać. Nie chcę wstawać. Nie waż się ruszyć, bo spadnę! Zostaw ten budzik. Albo masz rację. Wyłącz go, bo wyje i śpij dalej. Śpiiiij. No weź, nie wierć się, bo mnie zrzucisz! Nie próbuj wstawać. Olej to. Olej pracę i obowiązki, śpij dalej. Patrzę się na Ciebie potępiająco, widzisz? Baaaardzo potępiająco. Jak możesz wstawać, skoro wiesz, że mnie zrzucisz! No i zrzuciła mnie. Buuuu. No dobra, wcale nie jestem tak zaspana, jak mi się wydawało. Najwyższy czas przebiec się po mieszkaniu i przypomnieć pańci o moich chrupkach. Chrupki, chrupki, chrupki, chodzę Ci między nogami, żebyś pamiętała o mnie i o moich chrupkach... Oj! pańcia elegancko zaryła o podłogę... Przecież to nie moja wina! Jakbyś chodziła na czterech nogach, jak każdy szanujący się kot, to byś się nie potykała o mnie, gdy pałętam się między twoimi DWOMA nogami. Tylko dwie nogi, a tak się plączą... Chrupek mi nasyp i nie marudź, ż

Koniec świata

Na Śląsku zdarzyła się tragedia z udziałem małego dziecka. Przez nieuwagę, przez zakręcenie, przez roztargnienie.... Zdarzyła się. Nawet nie jestem w stanie sobie wyobrazić tego, co teraz czują rodzice. Koszmar. Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Banał? Frazes? Niekoniecznie. Nie myślimy o tym na co dzień, ale jutra może nie być, jutro może nas nie być, albo kogoś bliskiego. Tak krótko.

Palnęłam, to prostuję

Miałam się kajać... Jakoś tak czuję odpowiedzialność za rzucone przeze mnie słowo pisane. A słowo rzuciłam, nie sprawdzając, będąc przekonana, że mam rację. I pukam się teraz w czerep, bo racji nie miałam. Zaczęło się od zoo i pani, co swego syna kajała za "jabłko" . Pani S . zwróciła mi uwagę, że jednak mówi się "japko". Trochę, nie ukrywam, zbaraniałam, ale postanowiłam sprawdzić. I słownik wyraźnie mi powiedział, żem tłuk niedouczony, bo rzeczywiście - pisze się "jabłko", mówi się "japłko" lub "japko". Mówienie "jabłko" jest hiperpoprawne... Trochę się muszę przyznać podłamałam, bo ja rozumiem, że w naszym języku mnóstwo szeleszczących jest głosek i czasem zbitek liter jest trudny do wymówienia. Uważam za naturalne, że mówi się "obras", bo to "z" pisane na końcu to chyba niepotrzebna gimnastyka języka. Wiem, że mówimy "romantyźmie", a piszemy przez "z", bo to się naturalnie w wymowie

Czas mi ucieka, jak króliczek

Dziecię me przytargało z przedszkola świństwo w postaci grypy.  Zachorowałam tylko ja - na szczęście - z drugiej strony, jakbym miała nadmiar czasu, choroba wyjęła mi z życia parę dni. Bo niestety choroby dziecięce ja bardzo przeżywam, od razu gorączka na 39 - 40 stopni, boli mnie wszystko, nawet włosy, nie umiem się ruszać, nie umiem oddychać, chcę umrzeć i ożyć jak mi przejdzie... Niestety, to tak nie działa. Mąż przez cały weekend dzielnie zajmował się potomkinią naszą, zupełnie samodzielnie, przy okazji pichcąc obiad dla nich, a dla mnie rosół. Ma serce. W niedzielę wieczorem powiedział mi, że takie zajmowanie się w pojedynkę Matyldą to jednak męczące jest... You don't say?! Wow! No w życiu bym nie powiedziała :) Na szczęście istnieje coś takiego jak weekendowe dyżury w przychodni. W niedzielę rano byłam w stanie ruszyć kończynami, więc się wybraliśmy na rodzinny spacer. Niestety spacer, bo okazało się, że przez nasze osiedle przebiega właśnie jakiś maraton i policja zablokował