Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2013

Cat's Day Hurray!

Co prawda mam jednodniowy poślizg, ale chciałabym ogłosić (lub przypomnieć), że wczoraj był Międzynarodowy Dzień Kota. Z tego powodu wszystkim kotom i zapalonym kociarzom, a także tym, co mają kota bez posiadania kota, życzę mrucznych dni. Autor zdjęcia: Mąż lub ja, któż pamięta...., Modelka: Jej Wysokość Kreska Łaskawa, co zdjęcie sobie zrobić przyzwoliła... P.S. Się człowiek spieszy, bo niby jest w pracy, a tu na bloga coś wrzuca, więc szybko, szybko, klikam w guziol, a potem się w czoło klepię, bo z okazji Dnia Kota, chciałam podlinkować Kota Simona , który tak naprawdę jest animowaną kompilacją aż czterech kotów. Wiedzieliście? Tutaj wrzucam filmik, od którego się wszystko zaczęło, parę ładnych lat temu. http://www.youtube.com/watch?v=w0ffwDYo00Q

O gustach między innymi, czyli opowieść dwuwątkowa

Stałam ja sobie parę dni temu w pasażu galerii handlowej i czekałam grzecznie w kolejce do wpłatomatu, gdyż akurat byłam w posiadaniu gotówki, a potrzebowałam kasy na koncie. Męża z dzieckiem wysłałam w celu zakupienia lodów, a ja grzecznie stałam i czekałam aż Pan przede mną wpłaci swoje. Pan chyba sprzedał samochód za gotówkę, bo co chwila wyciągał z kurtki kolejne pliki banknotów. Nie spieszyło mi się jakoś specjalnie, więc się nawet nie denerwowałam, że tak długo to trwa, bo jednorazowo można wcisnąć w maszynę ileśtam banknotów max. Nie wiem ile, bo nigdy nie posiadałam tak dużej ilości banknotów, żeby się przejmować limitem. Za to Pan przede mną robił się coraz bardziej nerwowy, bo za każdym razem trzeba było wkładać kartę, wbijać pin, wklepywać ilość banknotów, kwotę i jeszcze jakieś pierdoły, wkładać kasę, czekać, aż przeliczy, potwierdzać, wyjmować kartę i jazda od początku. Duża ilość papieru to była jedna rzecz, druga to taka, że Pan wyglądał jakby miał właśnie przejść zawał,

O gustach się nie dyskutuje, tylko włos się na głowie jeży...

Są takie chwile, że łapki mi opadają i sklęsam wewnętrznie. Takie chwile, gdy Młoda wraca z przedszkola z pieśnią na ustach, a tą pieśnią jest na przykład hicior zespołu Weekend - "Ona tu jest, uwielbiam ją i tańczy da mnie..." Cytuję, bo nie znam tytułu, a tekst i owszem - Młoda skutecznie swoimi trelami wbiła mi go nieodwracalnie w mózg. No dobra, jest roztańczoną czterolatką, nie dziwi mnie, że melodie umcyk umcyk wpadają jej w ucho. Zagryzam zęby, gdy prosi, by włączyć jej tą piosenkę z jutjuba. Jestem tolerancyjnym rodzicem, myślę sobie, twarda jestem ponadto, przeżyję. Na szczęście ostatnio prośba o tą piosenkę pojawia się coraz rzadziej. Natomiast uwielbiam momenty, gdy puszczamy z Mężem jakąś ostrzejszą muzykę, a Matylda nagle zaczyna czuć klimat, tańczy, fruwa nawet i podśpiewuje swoim słodkim czteroletnim głosikiem "lalala" do, na przykład, SOAD. Widok wart wspomnienia :D. Wczoraj Mąż zapuścił stary dobry kawałek, przy którym Dusiak przeleciała przez nasze

Mam ogon i nie zawaham się go użyć!

Mordercze spojrzenie Kreski tym razem nie było skierowane do mnie. Ufff. Autor zdjęcia: Mąż, Modelka:Kreska

Po drodze do pracy mijam Skyrim

  Jadę sobie bladym i zamglonym świtem i nagle po prawej widzę deadryczne (tak się to pisało?) konstrukcje owite tajemniczą mgłą. Klimat był taki, że zaczęłam sprawdzać, czy mój samochód nie zamienił się przypadkiem w rumaka i czy Młoda w foteliku nadal jest na swoim miejscu i czy ja przypadkiem nie dzierżę łuku w dłoni.... ;) Młoda była, robiła wielkie ŁAAAAŁ... Matyldę ulokowałam w przedszkolu i prawie łamiąc sobie nogi (oczywiście metaforycznie, bo jechałam samochodem) wróciłam na miejsce starożytnych ruin i uczyniłam powyższe zdjęcie, za którego jakość ogromnie przepraszam, mnie też od niej zęby bolą zwłaszcza, że nie oddaje klimatu. Liczę na Waszą wyobraźnię :D. Najwyższy czas przekonać się jednak do smartfonów, bo przynajmniej zdjęcia robią niezłe, a nie zawsze mam pod ręką aparat.

Czy ta dziewczynka ma misia?

To jest dziewczynka, o której ostatnio mówi cały świat. Ta, którą znaleziono w obozie Romów, ta która nie wygląda, jakby pochodziła z ich rodziny. Ta, przez której minkę przemawia ogromny smutek i przerażenie. Patrzę na to zdjęcie i zastanawiam się, co ta mała dziewczynka teraz przechodzi, co myśli, co czuje. Prawdopodobnie została przez Romów porwana, tak podają media. A może ją znaleźli, a może ktoś ją podrzucił, a może ktoś się chciał jej pozbyć po urodzeniu? Z pewnością przeżyła kiedyś traumę, ciężkie chwile, które małemu dziecku potrafią zmienić obraz świata na całe życie. A teraz przeżywa drugą, bo została nagle wyrwana ze swojego świata, ze swojego środowiska. Ma wokół samych obcych, nieznanych sobie ludzi, których pewnie w większości nie rozumie. Nikt nie mówi, co ta dziewczynka czuje, jak wyglądało jej życie w romskim obozie. Same spekulacje, że pewnie było tak, albo tak. Czarny obraz. A ja bym chciała wiedzieć, czy z tą dziewczynką ktoś porozmawiał, czy ktoś ją otoczył opieką

Bestia testuje produkty - z Bestią odcinek 6

Ne ma to jak zabrać dziecko do sklepu. W swej dziecięcej ufności do otaczającego świata sprawdzi poprawność działania różnych produktów, które akurat niekoniecznie chcesz kupić. Ale mógłbyś/mogłabyś, gdybyś miała kasę i ochotę. A co... Udaliśmy się marketu budowlanego, celem zakupienia nasion i cebulek, gdyż zrobiliśmy sobie w domu coś na kształt szklarni, przyprawy nam już pięknie rosną, postanowiliśmy pójść dalej. Ciekawe czy w końcu uda mi się zasadzić pomidorka? Ale nie w tematy rolnicze chciałam się zagłębiać... Przechodząc przez market musieliśmy trochę stopować Młodą, bo jak każda prawdziwa kobieta, jak zawsze była zafascynowana materiałami budowlanymi i narzędziami, więc trzeba było kontrolować, czy przypadkiem właśnie nie odrąbuje komuś, albo sobie, stopy siekierą. Nawet nam nie dała popalić, aż się zdążyłam zdziwić, bo dzieciaci wiedzą, że przejście przez jakikolwiek market z dzieckiem, to wyzwanie :D. Przed działem "Ogród" stały sobie dwa czerwone minitraktorki i i

Takie tam smuty.

Wczoraj miał być pierwszy dzień reszty mojego życia. Naszego życia. Czy był? Nie wiem. Przyjęłam go z niepokojem w sercu, dołem, znerwicowanym trzęsieniem rąk... Ale miałam nadzieję... Z jednej strony - nadzieja to często jedyne, co nam zostaje i gdyby nie ona, nie dałoby się dalej funkcjonować. Z drugiej - nadzieja matką głupich. To też pasuje do mojej sytuacji. Ciekawe, czy za parę miesięcy rzeczywiście uznam, że ten dzień był potrzebny? Pewnie tak. Początki zawsze bywają trudne.

Młoda znawczynią filmów kultowych, czyli Rozmowy z Bestią cz. 5

Matylda okazała się być znawczynią kultowych tekstów z kultowych filmów. Zupełnie bezwiednie, bo jak sądzę żadnego z nich nie widziała na oczy. Więc robię konkursik, banalny i oczywisty, skąd pochodzi dana scenka... Zagadka nr 1, łatwa, bo już kiedyś była opisana: Młoda po moim Bardzo-Pouczającym-Oraz-Nadzwyczaj-Autorytarnym-Wywodzie, wywróciła oczami do góry i rzekła - Mamo, nie chce mi się z Tobą gadać... Zagadka nr 2, do której przydałaby się wizualizacja, ale postaram się opisać. Matylda na każdych drabinkach, zwłaszcza takich, o kształcie piramidy, wdrapuje się na sam szczyt, staje, rozkład ręce na boki i wydziera się na całe gardło: - Jestem królową świataaaaa!!!! Naprawdę jestem ciekawa, skąd jej się to wzięło, pewnie jakaś kreskówka, tylko pojęcia nie mam, jaka. Zagadka nr 3, do której dopiero przydałoby się nagranie video, ale niestety nie mam systemu monitoringu w mieszkaniu... Matylda zarządziła menu na kolację - jako na miękko. Tak się akurat składało, że miałam zrobione, z

Tam u góry chyba ktoś chciał poczytać

Parę dni temu Joanna Chmielewska, wczoraj Edmund Niziurski. Tak mi smutno jakoś. To są ludzie, których książki wręcz połykałam żarłocznie i zachłannie. A czytając je miałam wrażenie, że autor jest mi w jakiś sposób osobą bliską. Ja wiem, że śmierć to naturalna kolej rzeczy, ale jakaś taka jestem dziś pochlipująca. Małgorzata Musierowicz jeszcze żyje chyba? W każdym razie dużo zdrowia jej życzę. Tak się zastanawiam, jakie książki będę podsuwać Młodej, jak będzie trochę starsza. Szklarski, Nienacki, Bahdaj.... a może Douglas Adams, albo Terry Pratchett? Widząc jej stopień pofyrtania? Może, może? Ciekawe, czy jej się spodobają, czy też wchłoną ją w świat, który opisują? Ciekawe, czy ona da się wciągnąć... Nie będę zła, jeśli tak się nie stanie. Każdy wiek i każde pokolenia ma swoich własnych idoli. Po prostu jestem ciekawa. Na razie z "klasyki" przerobiłyśmy Kubusia Puchatka i Małego Księcia.

Powinien być okrzyk na k, ale staram się być kulturalna

Pamiętam kiedyś taki zapis z kronik policyjnych, z serii do pośmiania się. Sytuacja była taka, że pies jednego pana zagryzł króliczki sąsiada. Policjant w protokole wpisał, że pies zagryzł króliczki, gdyż te prowokująco ruszały pyszczkami. Śmieszne, co nie? Wypowiedź arcybiskupa Michalika, miała dla mnie mniej więcej ten sam wydźwięk. Tyle, że śmieszna nie jest. Jest żenująca. Co najmniej. Staram się być spokojna i stonowana w wypowiedziach, chociaż w środku bucham lawą i pewnie para mi z uszu idzie. Się mi zrobiło to, co Maćkowi Stuhrowi (sorry, że się spoufalam, ale lubię chłopaka :D), tyle, że nie chcę tutaj klnąć publicznie. Ja tak tylko od siebie parę uwag: Po pierwsze. Ludzie są różni. Uogólniając niezmiernie - dobrzy i źli. Ja nie twierdzę, że każdy ksiądz to pedofil czy zboczeniec. Zakładam, być może optymistycznie, że to jednak jest margines. Poza tym pedofilem może być też zwyczajny Kowalski - nauczyciel, sprzedawca, bibliotekarz, ktokolwiek... Podane zawody są przypadkowe, p

Wszystko Chmielewskie

Ohhhh, uwielbiam Jej książki. Jak byłam nastolatką, mama podsunęła mi "Lesia" i chyba "Boczne drogi". I jeśli dobrze pamiętam, rodzice wyrzucili mnie z pokoju, bo tak się chichrałam czytając, że zagłuszałam im telewizor. Chichrałam, no dobra, przyznam się, rżałam na pełen regulator, tarzając się po ziemi, łzy mi płynęły, że i tak nie mogłam dalej czytać, a jak tylko się uspokoiłam i brałam książkę do ręki, to znowu rżałam jak dziki osiołek. Te książki chyba jakieś bioprądy miały... To chyba jedyny raz, kiedy rodzice usiłowali mnie namówić do NIE czytania książki, aczkolwiek tylko chwilowo, bo zagłuszałam im fonię. Akurat sobie czytałam ostatnią część "Autobiografii" i się zastanawiałam, czy może jednak ona nie taka ostatnia... A tu podają Wiadomości smutną wiadomość. Przykro mi bardzo... Tak jak pewnie wielu jej czytelnikom. Dziwna sprawa z tymi książkami. Niby się osobiście człowieka, co płodził, nie zna, ale jakoś taki on jednak znajomy i bliski... Pani

Czy świat oszalał?

Włączyłam wczoraj Wiadomości. Nie za bardzo oglądałam, bo akurat byłam w wirze obowiązków domowych związanych z nakłanianiem Młodej do posprzątania swoich gratów, przygotowaniem jej kąpieli, ogarnięciem zawartości zlewu i blatu kuchennego oraz odzieży wierzchniej pizgniętej po przyjściu do domu gdziebądź, bo już padałam z lekka na ryjek. To, co mówił Pan w telewizorze dotarło do mnie z lekkim opóźnieniem i nawet nie jakoś w całości, ale spowodowało, że nagle przystanęłam przed ekranem, bo nie wierzyłam, że słyszę to, co słyszę. Wiadomość o jakiejś babie, o pardon, o jakimś bydlęciu, które zamordowało lub usiłowało zamordować swoje dziecko. I to nie ona jedna, bo od razu takich przypadków opisywali trzy! Może ja coś pomyliłam, ale tak odebrałam wczorajszą wiadomość. W sensie ilości przypadków, że były trzy. I jak już dotarło do mnie, co ja paczę i co ja słucham, to muszę przyznać, że musiałam usiąść. Być może mój mózg jest na tyle ograniczony, być może moje zwoje mózgowe oraz szara tkan

Zdarzyło się

- Dzień dobry, czy to Pani X? - Tak, słucham Pana. - Zdarzył się wypadek, Pani mąż jest w szpitalu, musimy natychmiast operować.... Czas stanął w miejscu. Na wiele długich godzin. W głowie dudniło. Nogi jak z waty. Nie płakałam. Po prostu trwałam, wegetowałam, starałam się NIE MYŚLEĆ! Chociaż wstrętny mózg uparcie podsuwał mi miliony myśli. Po prostu chciałam dotrwać do następnego telefonu. - Wszystko się udało - usłyszałam w końcu. - Mąż żyje. Chyba się popłakałam. Nie pamiętam. Taka noc nie powinna się zdarzyć...