Młoda jest sprytną bestią. Ona się tak łatwo na numery z Mikołajem nie nabierze, o nie... W swoje pierwsze Boże Narodzenie Matylda miała dwa miesiące i prezenty były o tyle interesujące, o ile dało się je żuć i memlać, ewentualnie gnieść malutkimi paluszkami. W kolejne święta, Mąż mój przebrał się za Mikołaja i rozdawał prezenty, robiąc pod nosem ciche "hohoho" i przemykając pod ścianą, bo mu się spodnie rozpruły na tyłku. Młoda patrzyła na niego podejrzanie, ale dobra, niech będzie że Mikołaj jakiś nieswój, prezenty ją zajęły na tyle, że nie zauważyła nieobecności taty. Rok później powtórzyliśmy przebierankę z Mikołajem, chociaż dzień przed wigilią spytałam Męża, czy ma jakieś dobre wytłumaczenie dla Młodej, jak go rozpozna. Mąż był optymistycznie nastawiony, że nie rozpozna i się okazało, że nie miał racji, ściemy nie wymyślił i na stwierdzenie Młodej: "Ale przecież to nie jest Mikołaj, to jest tata" zaczął coś burczeć. Jakoś wtedy wybrnęliśmy z sytuacji, tłumaczą