Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2013

100 najważniejszych zdjęć świata

  Buszowałam sobie po wzburzonych wodach internetów i w Świecie obrazu znalazłam właśnie taką kolekcję . Gruntownie ją sobie przeglądnęłam, poczytałam opisy, a nawet zaciekawiona - w niektórych momentach pogrzebałam w internetach jeszcze głębiej, żeby lepiej poznać historię zdarzeń ze zdjęć, albo biografie autorów. Ciekawe, ciekawe... I tylko tak mi jakoś smutno, bo ponad połowa z tych zdjęć jest związana z wojną, śmiercią, głodem albo ubóstwem. Może to ta pogoda tak na mnie działa, może jestem zmęczona trudnym tygodniem, a może po prostu za dużo na tym świecie nieszczęść? I jakoś mi to ciężko dziś ogarnąć... No to wbrew wszystkiemu, bo po co się dołować - zamieszczam jedno z pozytywnych zdjęć z zestawienia. Autor: Alfred Eisenstaedt. Rok 1945. Podobno nigdy nie zidentyfikowano na 100% ani marynarza, ani pielęgniarki. Ale za to kilka lat temu postawiono im pomnik. Tym razem w kolorze. [gallery link="file" columns="2"]  

Znawcy piłki nożnej

O piłce nożnej wiem mniej więcej tyle, że bramki są dwie,  piłka jest jedna i gania za nią 22 facetów w podkolanówkach :D Mąż jest na mniej więcej podobnym stopniu wiedzy tajemnej, no może ciut wyższym ode mnie. Niemniej jednak o tym, że nasi grają słyszeliśmy i postanowiliśmy sprawdzić, jak im idzie. Włączyliśmy tv w około 76 minucie, patrzymy 0:0, nastała cisza, bo co tu komentować, Mąż postanowił zabłysnąć: "A wiesz, że Irlandia to jest drużyna, która podobno nie wygrała żadnego meczu?" - wiadomości z internetów, jak widać, pozwalają na nawiązanie intelektualnie zaawansowanej konwersacji z małżonką o sporcie ... :D "Hmmmm", przemyślałam sprawę. "To chyba wynik zero-zero jest satysfakcjonujący dla obu stron". Na tym zakończyliśmy gorącą dyskusję i oddaliśmy się ciekawszym rozrywkom. A w ramach ciekawszych rozrywek - Mąż stał się autorem dowcipu o kocie. Po czym poznać, że kot to ślónski kot? Bo mówi: Mioł. :D

Ciasteczek ciąg dalszy

  Co zrobiłabym zwykła ja jeszcze jakieś pięć lat temu, widząc w sklepie zestaw foremek do wykrawania ciasteczek? Powiedziałabym sobie - na co mi one, może fajne i w zasadzie niedrogie, ale ja nie piekę, nie lubię, nie wychodzi mi, ciasto się przypala, albo jest zakalcowate, gotować jakiś konkret to i owszem, ale ciasto albo ciasteczka? Nie.... Natomiast ja, jako matka, widząc ten zestaw foremek myślę sobie - noo, nie piekę, ale może by tak spróbować, przepisy są w necie, pewnie coś łatwego się znajdzie, a dla Młodej to pewnie będzie frajda robić ciasteczka... A może wyjdą, to na święta będziemy robić pierniki na choinkę... Bycie matką wiele zmienia. :D Nawet podejście do wypieków. Po tych burzliwych wewnętrznych przemyśleniach, zakupiłam zestaw foremek. W weekend udaliśmy się do większego marketu, w celu znalezienia, między innymi kolorowej posypki do dekorowania ciastek. I przy okazji znaleźlismy zestaw czterech tubek z kolorowym lukrem, to się chyba nazywało pisaki cukrowe. Fajna rz

Winter is coming

  I zaprawdę powiadam Wam - jeśli kota swego obecności przez cały dzień nie uświadczysz, a zupełnie znienacka odnajdziesz go w koszu na pranie, który jest postawiony w łazience, przy rurkach z centralnego ogrzewania, i kot ten o mało do zawału Cię nie doprowadzi, gdy poruszy stertą ciuchów, które właśnie do kosza wrzuciłaś*, i po chwili, złapawszy już drugi oddech i przeczekawszy nieznośny ból klatki piersiowej, dotkniesz rurek owych i poczujesz jak mile są one ciepłe - zrozumiesz pozycję kota swego i pomyślisz: Winter is coming... I zazdrościć będziesz kotu, że ma futro i może się uwalić w ciepłym miejscu, a Tobie zimno nawet w swetrze i pod dwoma kocami. I zapłaczesz nad losem okrutnym i czekać będziesz lata... Nie cierpię mieć wiecznie zimnego nosa, a po znalezieniu kota w sobotę wieczorem uświadomiłam sobie niestety, że przez najbliższe pół roku znowu będzie zimno. Buuu. I szkoda, że winter is coming, a kolejny sezon Gry o Tron dopiero na wiosnę. Czy realizatorzy nie czują związku?

Ciasteczka na niepogodę

To, że wczoraj na kalendarzu wyskoczyła trzynastka, zauważyłam dopiero w trakcie dnia. Poza tym jakoś przesądna nie jestem. Dzień jak każdy, ot kolejna data. Ale dzień był jednak zryty. Może ta 13-tka w pogodę uderzyła, a pogoda uderzyła w nas wszystkich. Zimno, ponuro, śpiąco, niskociśnieniowo, biometrycznie niekorzystnie i inne bioprądowe tałatajstwa wczoraj były w plecy. Wszyscy chodzili przygarbieni i czekali, aż nadejdzie jutro i będą się mogli wyprostować. Więc przy wieczorze naszło mnie na rozkosze podniebienia w postaci ciasteczek maślanych. Co nawet mnie zdziwiło, gdyż ostatnio jedzenie zdecydowanie mi nie służy. To znaczy ja to nawet z chęcią bym coś zjadła, ale mój organizm mówi zdecydowane nie i jak zjem trochę więcej niż ociupinkę, to mi robi bunt na pokładzie. A tu po jednym maślanym ciasteczku zrobiło mi się miło... Zachęcona sięgnęłam po kolejne, w efekcie zjadłam trzy i się zakleiłam, bo nie miałam pod ręką nic do picia. Niestety zwyciężyło lenistwo i leżąc na kanapie

Gaba w Śląskim

Wydała nową płytę i zagrała w Teatrze Śląskim. Postanowiliśmy, że ceny biletów nas nie zrujnują i byliśmy pomimo osłabiającej choroby, w którą jak zwykle wpakowało nas nasze dziecko oraz ulewy, która powodowała, że nie widziałam gdzie jadę, więc była szansa, że nie dojedziemy. Ale dojechaliśmy - ja dzielna jestem... A koncert super, na ile mogłam się nastawić na odbiór przy gorączce przesłaniającej świat. Co tu dużo mówić - lepiej posłuchać. http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Q4akx9lpLXU Gabę uwielbiam, za jej nieschematyczność w śpiewie i graniu, za skalę głosu i za bycie odpowiednio pofyrtanym :D Tak tylko na marginesie dodam, że prawie cztery lata temu grała koncert w Filharmonii Śląskiej, z orkiestrą symfoniczną, a przynajmniej jej częścią i był to chyba najbardziej klimatyczny koncert na jakim byłam - w życiu byłam może na dziesięciu koncertach, więc łał! mam porównanie ;) Na tym koncercie w filharmonii też byliśmy chorzy... Hmmm, ciekawa jestem, czy to jak

No wreszcie!

Ostatnio wygrzebałam w internecie informację, która mnie poraziła, aż przysiadłam z wrażenia, a następnie spadłam z krzesła ze śmiechu. Informacja tutaj , w obcym języku, nie chce mi się na blogu tłumaczyć. Sorry. Uwaga! Komisja Europejska zajmie się kwestią dyrektywy w sprawie spuszczania wody w toaletach i pisuarach - jej ilości, kierunku i generalnej wydajności w procesie czyszczenia toalety z ... wiadomo czego. w końcu zabrali się za naprawdę palące potrzeby społeczeństwa europejskiego... Ludzie! Mądre Głowy zrobiły 60-cio stronnicowy raport o zjawisku, iluś tam ludzi było w to zaangażowanych, ileś kasy na to poszło, ileś jeszcze pójdzie, bo pewnie eksperci, naukowcy i technicy jeszcze się będą przed komisją wypowiadać i czas do wypuszczenia gotowej regulacji pewnie też nieprędki. To mnie tak zastanawia, czy nie ma ważniejszych spraw niż woda w ubikacji? A poza tym, jak oni sobie to wyobrażają? Ktoś mi do domu będzie wchodził z miarką i będzie sprawdzał, czy przypadkiem nie łamię p

Weekendy z gwiazdami, jazzem i inne rozrywki

Wpis z serii, co można robić z dzieckiem, innego niż na co dzień, ciekawego i zajmującego, a co nie zrujnuje naszego budżetu domowego... W grę wchodzi oczywiście czas weekendowy lub wieczory, chociaż i te są ostatnio krótkie. 1. Warsztaty w Muzeum Śląskim. W każdą pierwszą sobotę miesiąca (nooo, nie w każdą, bo w listopadzie akurat weekend zaduszny był), o 15:30 w Muzeum Śląskim (Katowice, Korfantego 3) są spotkania dla dzieci. Na październikowym tematem przewodnim była akwarela Juliana Fałata "Widok Krakowa", który jest jednym z eksponatów Galerii Malarstwa Polskiego. Się czułam jak tłuk niedouczony, bo szczerze powiedziawszy, nigdy wcześniej o Panu nie słyszałam. Nie żebym była jakimś koneserem sztuki, ale malarstwo doceniam od strony estetycznej i coś niecoś mi się tam o uszy i oczy obiło. Ale akurat nie Fałat... Ale wracając do tematu - dzieci siedziały sobie na poduchach w jednej z sal muzeum, a Pani opowiadała historię Krakowa, czytała wiersze, baśń o Smoku Wawelskim. C