Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2013

Optymistycznie

Po raz pierwszy od pół roku musiałam zasłonić żaluzje w oknach w biurze, bo mi słońce tak świeciło w monitor, że przestałam widzieć cokolwiek. Czy to znaczy, że idzie wiosna?

Coś w tym jest...

Źródło: www.everydaypeoplecartoons.com Po lewej: Jak wyglądam w domu, dla osoby, z którą chcę uprawiać seks. Po prawej: Jak wyglądam w miejscach publicznych, dla ludzi, z którymi nie chcę uprawiać seksu. Na swoje usprawiedliwienie dodam tylko, że jednak latem zamieniam powyciągany na dupie dres na krótkie spodenki albo sukienkę. Może szału wielkiego nie ma, ale jednak wizerunek bardziej seksi :) Na marginesie - Cathy Thorne uwielbiam za podejście do świata, kobiet, związków i atrakcji związanych z posiadaniem dzieci. Jakbym czytała moje własne myśli. No, może poza permanentnym odchudzaniem się. Gdybym tylko umiała rysować...

W co się bawić?

Obydwoje z mężem pracujemy na etacie. Młodą z przedszkola odbierają więc dziadkowie, potem któreś z nas odbiera ją od dziadków, czasem jeszcze zakupy, coś załatwić, powrót do domu i praktycznie jest wieczór. Czasu na zabawę z Dusiakiem nie mamy w tygodniu zbyt wiele, ale staramy się przynajmniej podtrzymywać rytuał wieczornego czytania książek. Za to w weekend mamy dwa pełne dni i czasami perspektywy wyjścia na dwór zerowe, bo pogoda zdecydowanie nie zachęca. Więc, jakie atrakcje zapewnić Młodej, żeby po dwóch dniach nie uważała nas za zgredziałych nudziarzy? No i żeby nie siedziała przed telewizorem non stop oglądając bajki. Moich kilka sposobów na spędzanie z Młodą czasu: 1. Zajęcia plastyczne . Hi, hi. Talent plastyczny to ja mam umiarkowany, ale coś tam narysuję, namaluję, czy zlepię. Matyldy długo namawiać nie było trzeba, uwielbia zarówno rysować, malować farbami, jak i wycinać i kleić, czy lepić kształty z plasteliny, albo ciastoliny. Oczywiście czasem staram się ukierunkować ją

Dzień przytulania

[caption id="attachment_374" align="alignright" width="300" caption="Przytulajmy się"] [/caption] Wczoraj był dzień przytulania się lub, jak stwierdziła Matylda, dzień kochania, takie Balentynki. Zwał jak zwał ważne, że dzień pełen miłości był. Nawet mój Luby mnie zaskoczył, bo dostałam pęk pięknych czerwonych kwiatów. A on jednak, nie żeby nie pamiętał o takich świętach, jak walentynki czy dzień kobiet, ale jednak, no, powiedzmy nie celebruje :) Generalnie nie jestem zwolenniczką tego święta, bo u nas jest ono bardziej medialne i komercyjne niż wypływające z potrzeby serc, ale z drugiej strony, każdy pretekst do okazywania sobie uczuć jest dobry :) Więc Wam wszystkim Zaglądającym, Czytającym i Odwiedzającym życzę dużo miłości...   A tak z innej beczki, to dostałam ostatnio zdjęcia Matyldy z przedszkolnego balu karnawałowego. Młoda sama wybrała sobie przebranie - księżniczkę. Niespecjalnie się zdziwiłam, bo jest w końcu dziewczynką, która uwielbi

Myśli zatroskanej matki

Wracam do tematu bolących nóżek mojego dziecka. Więc ufff.... Młoda dostała skierowanie na różne badania, z których przy okazji wyszła niewidzialna do tej pory infekcja. W czasie leczenia zdążyłam wymyśleć sobie miliony czarnych scenariuszy, oczywiście po wyczytaniu miliona opisów miliona chorób... Schiza matki. Na szczęście wystarczyła kuracja antybiotykiem, a moje pochmurne przewidywania wkopałam w kącik duszy i zastawiłam pudłami, pełnymi innych spraw... Niemniej jednak nóżki Młodą dalej bolą. Jak w nocy budzi się z płaczem to wiem, że rano będę musiała odśnieżać samochód. Jest lepszą pogodynką niż ja :). Bo ja od dzieciństwa mam reumatyczne bóle stawów i łupie mnie na zmianę pogody. Trenowanie koszykówki i siatkówki w młodości też mi na kolana nie pomogło. A mówią, że sport to zdrowie, he, he. Kiedyś na stwierdzenie pana doktora o wkręcaniu śrub w kolanko, popukałam się po czole i powiedziałam mu, gdzie może sobie te śruby wkręcić. Generalnie nie mogę nóg przemęczać, co mi snu z po

Historie z mediów wzięte

Każdy ma prawo do emerytury, do zaprzestania pracy i odpoczynku. Z wiekiem nie nabieramy przecież sił i wigoru, tylko wręcz odwrotnie. Jasne, że każdy ma swój indywidualny zegar biologiczny i jeden odczuwa zmęczenie wcześniej, a drugi później. Ale chodzi mi o to, że dajmy papieżowi-człowiekowi żyć. Czuje się stary, zmęczony czy jest chory - wydaje mi się, że trzeba sporej odwagi, by ogłosić światu, że nie jest się w stanie pełnić przydzielonej mu funkcji. Mnie osobiście wydaje się, że tak lepiej niż stwarzanie pozorów, że państwem rządzi osoba, o której wszyscy wiedzą, że nie jest w stanie fizycznie lub psychicznie tego udźwignąć, a decyzje podejmują za nią inne osoby. Dajmy człowiekowi żyć. I nacieszyć się emeryturą :). A na marginesie - uwaga do mediów - chyba są inne tematy poza abdykacją papieża. Wałkujecie nius, wałkujecie i o niczym innym nie słyszę i nie czytam. Tak naprawdę nic innego się na świecie nie wydarzyło? A jak już jestem przy tematach medialnych, to chciałam się odnie

Straszne słowo na D...

Kropla drąży skałę i pomalutku, powolutku przebije ją na wylot, wleje się do kielicha goryczy i w końcu go przepełni. Wczoraj przepełnił się mój kielich. Może to kwestia zmęczenia, może choroby, ale wczoraj nie wytrzymałam i to okropne słowo na D wróciło. Depresja. Stan, w którym każda myśl boli, a każda wykonywana czynność nie ma absolutnie żadnego sensu. Gdyby nie to, że oddychanie jest podświadome, pewnie przestałabym wciągać powietrze. Po co mi to? Przecież na co dzień umiem sobie psychicznie radzić z problemami. Aż przychodzi taki dzień, że już nie potrafię. Że tak naprawdę nic nie potrafię. Pamiętam dni, kiedy brałam w pracy urlop na żądanie i dwa dni potrafiłam przeleżeć schowana pod kołdrą. Nie chcąc egzystować. Taki jest problem w depresji, że ja tak naprawdę chcę żyć, chcę odczuwać, chcę chłonąć świat. Ale mnie to przeraża, nie ogarniam, ten stan zamyka mi chęć robienia czegokolwiek, sprawia tylko ból i wywołuje poczucie bezdennej rozpaczy. Jakbym słyszała Anię z Zielonego Wz