Udało nam się wczoraj wrócić z Matyldą do domu o w miarę przyzwoitej porze, więc bachnęłam szybki obiad i poszłyśmy na plac zabaw. Na placu zabaw, jak nazwa wskazuje, bawią się dzieci. Różnie się bawią, dowolność pełna. Wczoraj, na przykład, w okolicy Młodej bawiło się czterech chłopców. Wiek na oko 6-7 lat. Mieli plastikowe miecze i pistolety, które robiły tatatatatatata! i chyba bawili się w komandosów, albo w agentów. Nie wiem, co tam ostatnio w telewizji leciało, bo rzadko oglądam, ale mogli się zasugerować. Chłopcy w ramach tajnych szpiegowskich akcji biegali, krzyczeli, wskakiwali na drabinki, zjeżdżali po zjeżdżalni (przy okazji nie rozdeptując innych dzieci, co mnie dosyć pozytywnie zaskoczyło) ale nagle okazało się, że każdy z nich jest w przeciwnej drużynie i zaczęli się przekrzykiwać: - Poddajcie się - krzyczy pierwszy - jestem z USA! - To wy się poddajcie - drugi podjął wyzwanie - ja jestem z CIA! Na to trzeci - A ja jestem z KGB! Nastawiłam uszu, bo byłam ciekawa, skąd pos