Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2012

Na dobry początek dnia

Na głównym rondzie mojego miasta woda w fontannie dzisiaj nie była zabarwiona, ale za to wokół zakwitły kwiaty. Wielgaaaaaachne, kolorowe, baloniaste i tańczące na wietrze. Humor mi się nastawił na opcję POZYTYWNY. Choć za oknem słońca brak, trochę koloru dzisiaj od rana zaznałam. Super :) Pozytywnie uśmiecham się do wszystkich czytających, licząc że zarażę was optymistycznym nastrojem. Szkoda, że w necie nie ma nigdzie kamerki skierowanej w to miejsce... Uaktualniam!!! Opis, co to i dlaczego oraz zdjęcia można zobaczyć tutaj . Gratuluję pomysłu i fantazji.

Sprawa cyca - już było, ale...

Trafiłam dzisiaj na bloga supermom . Mama z czteromiesięcznym stażem, która postanowiła, że cyc jest dla niej, a dla dziecka butelka. Ja już w tym temacie uzewnętrzniałam się szerzej, ale chciałam jeszcze raz powrócić. Trochę matek wśród moich znajomych bab mam. I co najmniej jedna trzecia z nich miała problemy z karmieniem piersią, było to dla nich bolesne, nieprzyjemne, a co najgorsze - czuły presję rodziny, otoczenia i znajomych, żeby tą obolałą piersią karmić nadal. Ja sama wytrzymałam niecały miesiąc, a i tak pod koniec mleko mi leciało już tylko symbolicznie. I tak tylko chciałam parę moich przemyśleń w temacie dodać. 1. Przede wszystkim - nie urodziłam się z tak finezyjną umiejętnością, jak perfekcyjne podawanie piersi do ust noworodka. Może niektóre mamy mają to wrodzone - ja nie miałam. Poza tym nikt mi tego nie pokazał, ani w szpitalu, ani później położna, która przychodziła sprawdzać, jak mi idzie. Temat został generalnie olany, poza sloganami, że jak będę Młodą przystawiać

11 września

Pamiętam, jak wróciłam do domu z wykładów na uczelni. Mama akurat miała wolny dzień i siedziałyśmy w pokoju, beblałyśmy po babsku, w tle był włączony telewizor. Nagle zaczęli nadawać relację z NY. Płonęła pierwsza wieża. W pierwszej chwili myślałam, że to jakiś film, symulacja, cokolwiek. Zaczęłam skakać po kanałach, żeby dowiedzieć się czegoś więcej. W pierwszych momentach informacje były naprawdę szczątkowe, ale dotarło do nas, że to co widzimy to prawda. Że coś się stało, że giną ludzie... I wtedy nadleciał drugi samolot... Poryczałam się jak bóbr. Naprawdę bardzo mi przykro i współczuję zarówno osobom, które przeżyły coś takiego, jak i ich rodzinom. Ja nie potrafię nawet sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji. Ktoś z moich bliskich po prostu znika i już go nigdy więcej nie zobaczę. Nie porozmawiamy, nie prześlemy buziaków, nie przytulimy się... Makabra. Ja wiem, że na co dzień dzieje się na świecie wiele nieszczęść. W każdym końcu świata ktoś choruje, ktoś ginie, ktoś jest ranny,

Czy myśmy wpadli, czy nie wpadli?

Pewnego dnia postanowiliśmy mieć dziecko... Tak nas naszło, stwierdziliśmy, że nie jesteśmy coraz młodsi, trzydziestka się zbliża, co prawda nadal nie jesteśmy obrzydliwie bogaci (parę lat temu założyliśmy sobie, że właśnie tacy będziemy :)), bogaci również nie jesteśmy, na szczęście nie jesteśmy także obrzydliwi... Te wszystkie przemyślenia skłoniły nas do pomysłu na potomka. No więc odstawiłam antytabletki i zaczęliśmy czekać. Złośliwcom od razu prostuję, że w słowie "czekać" zawarty jest również seks. Generalnie zdaję sobie sprawę, że nie jestem wiatropylna. Wracając do tematu - tak sobie czekaliśmy, czekaliśmy i czekaliśmy oraz czekaliśmy i nadal czekaliśmy .... i jakoś nic. Pewnego dnia doszliśmy do wniosku, że skoro czekanie samo w sobie nie działa, a w naszym życiu poza permanentnym brakiem pieniędzy w ostatnim czasie, brak też dobrej atmosfery, bo trudne chwile przeżywaliśmy (i ze sobą i ze światem zewnętrznym), to chyba dziecko nie ma sensu, lepiej odpuścić, ja pójdę

Jestem!!!

Jestem, żyję, oddycham, lekka zadyszka, bo niby dlaczego w moim życiu ma być spokojnie? Po pierwsze - Mąż w nowej robocie już na pełen etat - po trzech dniach postanowił zwolnić tempo :). Po drugie - Dziecię w przedszkolu, grupa Motylki, bardzo pozytywna Pani Basia - po trzech dniach zaakceptowało nowy stan rzeczy i nie trzeba jej siłą wciskać do sali. Po trzecie - Ja mam zapieprz w pracy - po trzech dniach nic się nie zmieniło :). No dobra - znalazłam 10 minut na krótką notkę... Chociaż w głowie kłębią mi się miliony myśli... Kiedy ja mam je spisać? Po czwarte - Kot powrócił z dziczy do małego mieszkania i jest nieznacznie zdegustowana ograniczeniem przestrzeni. Poza tym musiała przyjąć na klatę nadopiekuńczość Matyldy. Było nie było, w dziczy przychodziły do nas dwa miejscowe koty, więc Matylda miała kogo zaczepiać... Po piąte - wbrew pogodzie udaję, że nadal jest lato, więc marznę okrutnie, bo za oknem deszcz, a ja w letniej spódniczce w kwiatuszki. Po szóste - powrócę niedługo, jak