Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2013

Wolny wieczór

W sobotni poranek, Mąż postanowił odespać trudy i znoje poprzedniego tygodnia. Ponad pół dnia z Mamą, spowodowała więc u Dziecka lekkie znudzenie moją osobą. Chociaż starałam się zapewnić jej rozrywkę, w tym ozdabianie jajek i ich farbowanie, co akurat bardzo się Młodej spodobało. Co chwila gmerała łyżeczką w szklankach z barwnikiem, żeby sprawdzić, czy jajka są już odpowiedniego koloru. Niemniej jednak Mama okazała się w pewnym momencie nudna, więc wieczór należał do Tatusia, bo Młoda się stęskniła i oczekiwała dobrej zabawy. Także kąpania. Przyjęłam zamianę obowiązków z dziką rozkoszą, bo już byłam lekko zdechła po całym dniu z nadaktywną trzylatką :) Chociaż poczułam lekką obawę, czy łazienka przeżyje jednoczesną obecność Matyldy i Męża, ale postanowiłam sprawę olać ciepłym moczem i zaległam na kanapie z książką. Z łazienki dochodziły śmichy i chichy przez pół godziny. Była też sesja fotograficzna, bo piany w wannie było tyle, że Dziecię miało kołderkę puchową. Potem już doszło lekk

Już nawet własnemu kotu nie można wierzyć

Wyskoczyłam rano z łóżka i zaryłam twarzą w okno, bo przecież Kreska powiedziała, że wiosna przyjdzie dzisiaj. No niby słonecznie, ale ludzie omotani w kurtki, kaptury i szaliki. Coś nie tak z tą pogodą. Ruszyłam przez mieszkanie w poszukiwaniu Kota, potknęłam się o nią w kuchni, przy jej miseczkach, więc pytam się, gdzie ta wiosna, co ją przepowiedziała? Kreska spojrzała na mnie niewzruszona: - Ty to od razu pretens, pretens, pretens. Może mi się czwartki trochę pomyliły. A poza tym czego chcesz? Słońce przecież świeci wiosennie... Skapitulowałam, nasypałam jej chrupek na śniadanie i powlekłam się myć zęby. Nawet własnemu kotu już wierzyć nie można......

Pogodynka

Tak mi się wydawało, że ze trzy tygodnie temu widziałam wiosnę. Ale chyba focha strzeliła i sobie poszła, bo jakoś jej teraz nie czuć i nie widać. Jak długo można martwić się o to, czy mi rano auto odpali? I mieć wiecznie zimny nos? I suchy kaszel od pięciu miesięcy? I non stop gubić wełniane rękawiczki? (to akurat moje dziecko, nie ja). Zadałam Kresce pytanie prosto, że tak powiem w pyszczek - kiedy przyjdzie ta wiosna? Powiedziała, że w czwartek, znaczy się jutro. Ciekawe czy będzie lepsza w przewidywaniu pogody niż synoptycy z radia, telewizji i internetu oraz najstarsi górale (chociaż oni podobno pogodę przewidują z radia). Kreska od kilku dni podejrzanie garnie się do głaskania, a każdy z nią kontakt fizyczny kończy się stertą kłaków, które zostawia WSZĘDZIE. Ostatnio jej kudły znalazłam nawet w kubku z kawą, postawionym na najwyższej możliwej półce, pod sufitem. Więc to chyba rzeczywiście oznacza bliskie ocieplenie klimatu. Więc czekam, bom zmarznięta, osowiała i zniechęcona tą z

Chichram się

Miało być o koncercie, ale trochę leń jestem, trochę czasu nie mam, trochę w tym tygodniu biometr niekorzystny i generalnie z zachowania i szybkości połączeń mózgowych przypominam zombie... A teraz, jak zasiadłam do kompa, to jakoś wyklikałam Matkę Agrafkę i chichram się okrutnie. Nos zasmarkany, oczy załzawione, a monitor zapluty. Ale miło czasem poczytać, że ktoś ma podobnie jak ja, a nawet razy dwa, bo ja dzieciata tylko jednokrotnie... No i na szczęście temat pieluch to już dawno zamknięty etap mojego życia i nie chcę do niego wracać. Już NIGDY. :P

Do ułatwień się człowiek przyzwyczaja

Jadąc na koncert do obcego nam miasta, po ciemku, postanowiliśmy wspomóc się GPS-em. Ponieważ smartphone Lubego właśnie postanowił nas poinformować, że mu bateria pada, był zmuszony odnaleźć trasę na moim telefonie - zwykła Nokia E66, na klawisze, że tak to ujmę. Co zrobił Mój-Przyzwyczajony-Do-Dobrodziejstw-Ekranów-Dotykowych-i-Pełnej-Klawiatury-Mąż? 1. Wkurzał się, że nie może podać miejsca docelowego głosowo, tylko musi wklepywać. 2. Wklepywanie 20-znakowego adresu zajęło mu dobre kilka minut. 3. Dziwił się, dlaczego mój GPS każe nam IŚĆ do miejsca docelowego, skoro jedziemy samochodem. 4. Usiłował otworzyć opcje GPS'a, pukając w ekran. 5. Im bardziej telefon olewał jego pukanie, tym Mąż mocniej pukał. Czekałam, kiedy mi ekran pęknie. 6. Nakrzyczał na telefon, że jest "gupi" i nie działa. 7. Prawie zjadł deskę rozdzielczą ze śmiechu, jak w końcu dotarło do niego, że mój telefon nie ma ekranu dotykowego...... 8. Stwierdził, że dobrze, że kazałam mu włączać GPS, na tyle

Buduję nastrój przed weekendem

[youtube http://youtu.be/_NBBwECm5oY] Jutro wybieramy się na koncert Mozila w ramach prezentu urodzinowego dla Lubego. A Gabę Kulkę oglądaliśmy jakieś trzy lata temu na koncercie, który grała z kameralną orkiestrą symfoniczną. Wielkie łaaaał! Ich wspólne granie naprawdę mnie zachwyciło, a ostatnio jakoś mało rzeczy w muzyce mnie zachwyca :). Zwłaszcza, że za Bajmem nie przepadam...

Znowu Cathy

Bycie rodzicem uczy Cię, że stawianie dziecku niektórych pytań nie ma najmniejszego sensu. Ale i tak je stawiamy. Już w trakcie mówienia, czuję się głupio, bo uświadamiam sobie, że to właściwie pytanie retoryczne. Podobnie z niektórymi nakazami i zakazami, które trafiają w jakąś próżnię, albo są wsysane przez czarną dziurę, która jakimś cudem materializuje się w naszym mieszkaniu. Całe szczęście, że nie wsysa kota. Codzienny kontakt z dzieckiem sprawia, że nader często odnoszę wrażenie, że mało rzeczy na świecie ma jakikolwiek sens. Na szczęście idzie to w parze z silnym poczuciem, że nie warto się tym przejmować :)           [caption id="attachment_411" align="aligncenter" width="300" caption="Źródło: http://www.everydaypeoplecartoons.com"] [/caption]         Na marginesie pytanie, bo mnie to nurtuje: czy wszystkie dzieci czują taką nieodpartą pokusę, żeby wyciągać chusteczki z opakowań i nie przestaną, dopóki nie wyjmą wszystkich, a każda próba

A miało być tak pięknie

Skusiłam się na groupona. Nie pierwszy raz zresztą i nie ostatni, bo pomimo wielu negatywnych opinii użytkowników i kruczków, które stosują firmy biorące udział w takich akcjach jak masowe zniżki, ja do tej pory się nie nacięłam. Może dlatego, że szczegółowo czytam opis. A może po prostu mam szczęście. Tym razem się skusiłam na zestaw sushi z dostawą do domu. I tak nie była to tania impreza, ale mąż miał urodziny i postanowiliśmy zaszaleć. Zwłaszcza, że Luby od jakiegoś czasu zaczyna się przekonywać do takich rzeczy, jak na przykład surowa ryba. Kiedyś nieugotowanego mięsa dwumetrowym kijem by nie dotknął, a teraz nawet pozytywnie jest nastawiony. Zaczęło się chyba ponad dwa lata temu, kiedy pojechaliśmy nad morze na pierwsze wakacje z Młodą. Pogoda była mało sprzyjająca, więc pewnego dnia wylądowaliśmy w knajpie, gdzie postanowiliśmy zaszaleć i zamówiliśmy i przystawki i drugie danie. I wtedy przeżyłam szok - mąż, wówczas jeszcze nie-mąż, zamówił tatar z łososia. Jak pozbierałam szczę