Piątek, późne popołudnie, rozpakowuję Młodej plecaczek, a tam w środku karteczka z prośbą wychowawczyni Matyldy o przygotowanie przez weekend dla Młodej stroju pszczółki, gdyż niezbędny jest na najbliższy poniedziałek. Wymagania wyszczególnione - że czółki, że skrzydełka, że żółta koszulka i czarne gaciorki. Szał. Się poczułam jak w szkole, kiedy trzeba było odrabiać zadania domowe. Tylko teraz tym bardziej czułam presję, bo to dla Młodej i pewnie się będzie czuła rozczarowana, jak jej tego kostiumu nie przygotujemy. Żeby było trudniej, uparłam się, że nie będę kupować gotowca. No dobra, ochłonęłam, z Lubym obgadaliśmy co z czego zrobić i od kogo pożyczyć, bo na przykład koszulkę żółtą Młoda ma, i owszem - z zieloną papugą na klacie. Chyba nie bardzo pasuje do stroju pszczółki. A o czarnych spodniach jakoś nigdy nie pomyślałam, zawsze coś w kolorze, więc też był problem. Na szczęście kuzyn Młodej dysponował potrzebną garderobą, nie szkodzi, że spodnie za długie - się podwinie. Telefoni