Otworzyliśmy cichutko i powoli drzwi do pustego mieszkania teściów. Kreska spała na podusi umoszczonej w fotelu. Na nasze „Cześć Kiciu!” podniosła łepek, otworzyła jedno oko, potem drugie, te oczy zaczęły się robić coraz większe i większe i widać w nich było to pytanie: „Wróciliście po mnie? Nie zostawiliście mnie tutaj na zawsze?” „Oczywiście, że nie Kiciaku” odpowiedzieliśmy z Lubym zgodnie. Kreska wstała jeszcze niepewnie, troszkę zaspana, w jej oczkach nadal błyszczały ogniki szczęścia i miłości, podniosła jedną łapkę, zrobiła kroczek, „Przywitam się” - myśli. Zrobiła drugi kroczek w naszą stronę, „Przytulę się do Pańci i Pańcia, pomruczę”. Zrobiła kolejny kroczek już prawie truchtem... „A nie, zapomniałam, że jestem kotem i powinnam pokazywać wszystkim, jak bardzo mam ich w dupie...” i skubana skręciła na kanapę, udając że my ją nie interesujemy i zaczęła myć sobie łapkę... Oczywiście było już dla niej za późno, bo stęskniona Pańcia już brała kotka na ręce, już myziała po uszkach