Czytać lubimy z Mężem oboje, Młodą też pasją zarażamy, czytanie fajne jest, pobudza mózg, rozwija wyobraźnię i tak dalej..... A ponieważ fundusze ograniczone mamy, to korzystamy z zasobów naszej biblioteki, do której przeważnie zabieram Matyldę, bo ona jakimś cudem nam z półki naprawdę fajne pozycje wybiera. Poza tym wybiera też książki dla siebie, przecież nie będę jej wciskać na siłę, co ma czytać - niech sama decyduje. W naszej bibliotece jest specjalny pokój z książkami dla dzieci, z kącikiem, gdzie można przysiąść, książeczki pooglądać, a nawet poczytać. Młoda zawsze stoi na środku i przebiera nogami ze szczęścia, bo w którą stronę się nie odwróci, tam książki.... Ale nie o tym, nie o tym. Po którejś tam wizycie w bibliotece, Mąż przegląda, co wypożyczyłyśmy i pretens ma jakiś do mnie, którego za bardzo nie rozumiałam, bo nawet nie za bardzo patrzyłam, co bierzemy, skoro Matylda już wybrała. No i się okazało, że trafiłam w Stephenie Meyer, czyli Panią która popełniła Sagę Zmierzch