Podobno, jak człowiek smutny, to bardziej płodny... W sensie bardzie twórczy. Najlepsze wiersze są efektem życiowych traum, najlepsze piosenki odzwierciedlają smutne nastroje, najlepsze obrazy i tak dalej, itd.... Może coś w tym jest, bo w czasach nastoletnio-studenckich pisywałam sobie wiersze i rzeczywiście okres ich wykwitu przypada na czas, gdy zostałam brutalnie odrzucona przez faceta i przeżywałam to do bólu. Pewnego dnia mi przeszło, wiersze w dużej ilości zostały... Ale ostatnio niestety jest zupełnie, zupełnie na odwrót. Poziom stresu podniósł się tak, że nie mam ochoty na twórczość. I nie chodzi o to, że nie mam siły, bo wiem, że siła by się znalazła. Nie mam ochoty, czuję bezplan, pustkę, takie jedno wielkie NIC. Nie chce mi się pisać, ani dla siebie, ani dla ludzi, ani do szuflady, ani na blogu, nawet na ścianie nie chce mi się pobazgrać, ani kredą po asfalcie. Zresztą i tak jest brudny i pokryty powiedzmy, że śniegową breją. I sama do siebie mówię: Kobieto! To bez sensu! Ż