Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2012

Zapeszyłam

Za wcześnie się ucieszyłam, że powoli udaje się rozsupływać, to co zasupłane. Wczoraj supeł jeszcze się powiększył. Oczywiście wszystko da się połapać, załatwić i naprawić, ale to znowu jest czas i pieniądze. Nie muszę chyba dodawać, że nie mamy ani jednego, ani tym bardziej drugiego. Nic to, koniec wylewania łez... Zmuszeni do korzystania z komunikacji miejskiej, wykorzystaliśmy to w formie rozrywki dla Młodej. Dusiak, na wieść o tym, że jedziemy do żłobka autobusem, wyskoczyła spod kołdry jak z procy i zebrała się całkiem sprawnie, jak na siebie, pomimo wczesnej pory. Na marginesie pragnę dodać, że wstawanie o szóstej rano w dni powszednie, to nie jest to, co Dusiaki lubią najbardziej. Wstawanie o szóstej rano w niedzielę, nie stanowi natomiast żadnego problemu. Pewnie wszyscy rodzice znają ten ból... W każdym razie wycieczka autobusem była interesująca, chociaż trochę długa, bo moje dziecko nie usiedzi minuty w jednym miejscu. Pod koniec musiałam już ją stopować przed bieganiem po c

Niespodziewane rozwiązania

Ufff.... Ostatnie dni obfitowały w wydarzenia, które chociaż nieprzyjemne, okazały się być rozwiązaniem części naszych problemów. Szkoda, że to wszystko takie trudne. Ale chyba o to chodzi, żeby docenić, co się ma i nie popaść w marazm. Wszystkim, którzy stoją na zakrętach życiowych życzę dalszej drogi. I nie spodziewajcie się, że po zakręcie będzie prosto i z górki. Nie, tam będzie kolejny zakręt. Ale ważne, żeby coś się działo, żeby reagować i starać się żyć dalej i na przekór. Bo jak mawiał mój dawny kolega - każdy taki sam zakręt jest inny. W zależności od punktu widzenia. Aż sama jestem ciekawa, co przyniesie jutro.

Wycieczka

Plany majówkowe z grubsza udało się zrealizować. Zwłaszcza w kwestii odpoczynku i miłego spędzenia czasu. Jednego dnia załapałyśmy się z Dusiakiem na grilla i czas na świeżym powietrzu. Mąż w tym czasie zwalczał przeziębienie w łóżku. A drugiego czerwonego dnia, korzystając z tego, że pogoda jednak jest łaskawa, zrobiliśmy sobie wycieczkę w góry. Młoda była jednocześnie podniecona i wystraszona widokiem z okna jadącej gondolki, co poznałam po tym, że nie mruga oczami i wbija paznokcie w kark taty. Ale cała wycieczka bardzo jej się spodobała, zwłaszcza zabawa w misie-patysie (kto zna?) w strumyku. Parę zdjęć rodzinki z wycieczki zamieszczam poniżej. I taka refleksja mi się nasuwa - ja wiem, że na Szyndzielnię można wjechać i z niej zjechać, nie trzeba drałować pod górkę na własnych nogach, ale było nie było, to jednak góry. Ubieranie klapek, szpilek, sukienek w cekiny i tym podobnych super modnych fatałaszków jest w takich warunkach co najmniej debilne. Co najmniej... Ale to taka moja r

O tym, kto tak naprawdę buduje drogi w Polsce

Opowieść piłkarsko-przyrodnicza... Euro idzie. Zbliża się wielkimi krokami, dzień po dniu, tup,tup, tup. Jakąś wielką fanką piłki nożnej nie jestem (bezeceństwa straszne opowiadam :)). Generalnie wiem, że piłka jest jedna, bramki dwie, a chłopa po jedenastu w każdej drużynie. Ale jakoś akcji w tym sporcie dla mnie za dużo nie ma. Goli kilka na cały mecz, albo żaden. W koszykówce akcja co chwila, ale rzeczywiście oni mają mniejsze boisko. Oglądanie meczu to było dla mnie zawsze spotkanie towarzyskie przy piwku, ze znajomymi. Ewentualnie, z czasów stania za barem, przyjmowanie zakładów, kto wygra i nalewanie darmowego piwka zwycięzcy. Ale nie o tym, nie o tym... Że z wieloma przygotowaniami na Euro nie zdążymy, to wie chyba każdy. Stadiony niby gotowe, ale..., słaba baza hotelowa, droga benzyna no i dróg nam kilku brak. I o tych drogach chciałam właśnie... Wracam ja sobie wczoraj do domu, stoję na światłach i rozglądam się dookoła. I co widzę? Może nie dziurę w jezdni, ale spore pęknięci