Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2013

Memento mori

Ktoś wczoraj odszedł. Ktoś, kogo nie znałam, ale bliski dla moich znajomych. Ktoś, kto zostawił żonę i dwójkę dzieci. Ten ktoś odszedł nagle, niespodziewanie. Wyszedł z domu do pracy i już nie wrócił... Myślę o tym od rana i nie mogę przestać. Wiem, że codziennie ktoś odchodzi, ale zatrzymujemy się przy zdarzeniu dopiero, gdy dotyczy to kogoś bliskiego lub znajomego. A ja od dłuższego czasu mam już myśli skłębione i czarne i pełne obaw, bo każda z najbliższych mi osób może nagle zniknąć i nie będę mogła nic na to poradzić. Nie wiem dlaczego, ale nie umiem przestać o tym myśleć. Gdzieś mi siedzi w podświadomości wredny chochlik i nie chce sobie pójść. Codziennie rano cmokam Mojego Męża, zawsze przed każdym wyjściem z domu któregoś z nas dajemy sobie buziaki, zawsze przy wyjeździe samochodem, całuję Młodą i mówię jej jak bardzo ją kocham. Taka nasza tradycja. Bo może już nigdy nie być okazji. Pamiętajcie o tym.

Na szybko - To tylko klocki

O Panu tym już kiedyś słyszałam. Od piątku wystawia swoje dzieła w NY. Przejrzałam na szybko zdjęcia i zazdrość we mnie wzbiera ;) A ja z Młodą to domki budujemy, kanciaste drzewka, czasem robota, maks estetycznych możliwości to samochodziki z Shela.... A tutaj... Ahhhh się zachwycam. Myślicie, że mu lego daje klocki za darmo? Aha - pan nazywa się Nathan Sawaya i można powiedzieć, że jest rzeźbiarzem :D

Uruchamiam supermoce - jak przetrwam, to dam znać

Chciałam lojalnie uprzedzić, że przez najbliższe dwa tygodnie może mnie nie być. Tutaj. Bo w życiu, to i owszem - będzie mnie musiało być w nadmiarze... Po pierwsze jestem chora i sił we mnie ubywa. Po drugie koleżanka z pracy pojechała na urlop, więc będę musiała wyrabiać chyba popiątny etat. Bo jak jesteśmy we dwie, to i tak robimy za co najmniej dwie dodatkowe osoby, a jak będę sama, to stanę się chyba supermanem (a raczej superwoman). Szef nadal uważa, że pracy jest coraz mniej. Oderwany od rzeczywistości optymista :D Ja naprawdę szefa swego bardzo lubię i szanuję, tylko czasem trwa uparcie w swojej koncepcji, a ja mam zadyszkę, suchoty i muszę używać swych magicznych mocy do realizacji zadań ;). Byleby to choróbsko ze mnie wyszło. A teraz idziemy do zoo podziwiać zwierzątka. Najwyżej mnie Luby będzie nosił na rękach, jak zdechnę.

Nieudana próba samobójcza

Tak, tak, niestety, czy innym też to się zdarza? Tak zupełnie bez powodu usiłowałam odebrać sobie życie, na szczęście mi nie wyszło (jak wiele rzeczy w moim życiu :D ale tu się akurat cieszę). Nie wiem, czy Wy też tak macie, mnie się zdarza dosyć często - ciało wykonuje jakiś ruch, mózg przetwarza sytuację i wiem, że ten ruch jest źle wymierzony, nie trafię, zrobię sobie krzywdę itd. Ale ruch już poszedł i nie da się go zatrzymać. A ja patrzę jakby z boku i czekam i już się krzywię, bo wiem, że będzie bolało... Się dziwię czasem, że jeszcze w życiu sobie niczego nie złamałam, bo mogę szczerze przyznać, że prowokuję los ;) Wczorajsza próba samobójcza polegała na chęci wsadzenia głowy, a potem także reszty ciała do samochodu. W trakcie czynności wsadzania, zorientowałam się, że drzwi są zamknięte, więc ręka postanowiła te drzwi otworzyć. Ponieważ czułam, że czynność druga (otwieranie drzwi) w stosunku do czynności pierwszej (wsadzanie głowy) jest mocno spóźniona, do otwarcia drzwi się pr

Dzień Matki z lekkim opóźnieniem

W Młodej chyba obchody Dnia Matki i wszystkie nauczone wierszyki oraz piosenki zostały przetrawione i przeanalizowane gruntownie przez ostatnie dwa tygodnie, bo w tą sobotę Młoda czuła w sobie wyraźną potrzebę zrobienia czegoś dla Mamy. Pomagała mi więc sprzątać (10 mokrych chusteczek zużyte na wytarcie biurka o powierzchni ok. 1,5m2 - więc wydajność nieziemska ;)), walnęła ze cztery albo pięć laurek wyklejano-rysowanych, nawet dla Taty też zrobiła, ale rozczuliła serce moje ostatnim prezentem. Mianowicie - wytargała z szafy gitarę basową Męża, wciągnęła ją na kanapę postękując przy tym intensywnie, gitarę ustawiła jak kontrabas i zaczęła plumkać, co jeszcze było nawet fajne, ale do tego zaczęła też zawodzić, w stylu blues: Kooooochaaaaaaaaaam moooooooooooooooją Maaaaaaaamę, Mama jest suuuuuuuuuuuuuupeeeeeeeer i jest faaaaaaaaaaaajnaaaaaaaaaa..... :D Partytury nie rozpiszę, bo nie umiem, ale liczę na Waszą wyobraźnię, jak to mogło brzmieć.... Nie no, tekst był naprawdę w porządku i naw

Trzy inne beczki

Dzisiaj będzie z tak zwanej innej beczki, a właściwie z trzech różnych beczek. Po pierwsze - Młoda była wczoraj na wycieczce przedszkolnej. Całodniowej. Wróciła wieczorem. Zgarnęliśmy ją spod przedszkola i obrzuciliśmy już w samochodzie gradem pytam (no dobra - ja obrzucałam, Mąż się skupiał na prowadzeniu). Matylda wydała trzy mruknięcia, dwa fuknięcia i nakrzyczała na mnie, że jest zmęczona i nic mi nie powie. I zasnęła na amen. Moje kochane dziecko, któremu na co dzień się paszcza nie zamyka i nawija jak najęta - nagle ma w dupie Matkę, jej pytania i zainteresowania i nie chce jej się z nią gadać. Hmmmm, myślałam że ten okres buntu przyjdzie trochę później ;) Beczka druga: Grę o Tron oglądam namiętnie. Świetny serial. Książki jeszcze nie czytałam, ale nie wiem czy dam radę, przy tak dużej ilości wątków ją ogarnąć zwłaszcza, że przy Matyldzie czasu na skupienie się nad książką mam niewiele. Ale serial świetny. Poprzednio "Rzym" mnie zachwycił i się wkurzałam, że po dwóch se