Chaos, chaos totalny :) Zeszły tydzień upłynął nam na planowaniu rodzinnego obiadku z okazji urodzin Matyldy, zakupach i organizacji, co należy wziąć w Dzicz, bo na przykład talerzy na 10 osób to tam nie ma.... Nie ma też wielu innych rzeczy, które na co dzień nam się nie przeszkadzają w ogóle, ale być może tym razem warto je mieć. Mąż ponadto wymyślił sobie, że upiecze biszkopt, ot tak, bo chce spróbować i mu skubanemu wyszedł bardzo dobry!!! Mnie ciasta jakoś nie leżą. Do ciasta robiliśmy na szybko krem ze śmietany, żelatyny i serków danio, bo tylko tym dysponowaliśmy :) A ponieważ z wyglądu wyszło to wszystko całkiem fajnie, postanowiliśmy w Dzicz wziąć także i ów biszkopt (poza torcikiem z żółwiem, który zażyczyła sobie Młoda). Biszkopt okazał się strasznie suchy, więc podaliśmy go z lodami i brzoskwinią z puszki. Całkiem konkret. Szwagierka ma mieć urodziny niedługo, więc w najbliższy weekend chyba się skupimy na cieście w ramach prezentu :D Wracając do Dziczy, to na szczęście Dzi