Zupełnie znienacka mieliśmy z Lubym wolny niedzielny wieczór. Janusz odbierając od nas własne dziecko, które spędzało u nas weekend, stwierdził, że bierze obie dziewczyny, a ja za to w poniedziałek nie spóźnię się do pracy, bo nie będę musiała zawozić Młodej do szkoły. Na szybko spakowaliśmy więc Matyldzie tornister, ubranka na zmianę i szczoteczkę do zębów i okazało się, że mamy wolną chatę :D Niesamowicie ucieszyła się z sytuacji Kreska, która przez weekend przemykała się chyłkiem, pod ścianami, bo dziewczyny wylewnie okazywały jej miłość, gdy tylko pojawiała się w zasięgu ich wzroku :D Za to Justyna, mama Aurelki, postanowiła do mnie wydzwaniać, co chwilę, mając sto pytań do... No w sumie rozumiem - nie spodziewała się dodatkowej sztuki dziecka ;) Przy trzecim lub czwartym telefonie, zaczęła od słów: "Ha, Ha! Nie dam Wam się pobzykać!". Oburzona odparłam: "No co Ty! Jakie bzykać? Ja tu w grę gram!" :D Gdy nie ma dzieci w domu, to jesteśmy niegrzeczni...