Przejdź do głównej zawartości

Kreska daje oznaki miłości

Otworzyliśmy cichutko i powoli drzwi do pustego mieszkania teściów. Kreska spała na podusi umoszczonej w fotelu. Na nasze „Cześć Kiciu!” podniosła łepek, otworzyła jedno oko, potem drugie, te oczy zaczęły się robić coraz większe i większe i widać w nich było to pytanie: „Wróciliście po mnie? Nie zostawiliście mnie tutaj na zawsze?”


„Oczywiście, że nie Kiciaku” odpowiedzieliśmy z Lubym zgodnie. Kreska wstała jeszcze niepewnie, troszkę zaspana, w jej oczkach nadal błyszczały ogniki szczęścia i miłości, podniosła jedną łapkę, zrobiła kroczek, „Przywitam się” - myśli. Zrobiła drugi kroczek w naszą stronę, „Przytulę się do Pańci i Pańcia, pomruczę”. Zrobiła kolejny kroczek już prawie truchtem... „A nie, zapomniałam, że jestem kotem i powinnam pokazywać wszystkim, jak bardzo mam ich w dupie...” i skubana skręciła na kanapę, udając że my ją nie interesujemy i zaczęła myć sobie łapkę...


Oczywiście było już dla niej za późno, bo stęskniona Pańcia już brała kotka na ręce, już myziała po uszkach i brzuszku, już całowała w czółko i szeptała czułe słówka. Pańć też do kota wystartował, więc Kreska łaskawie przyjęła te pieszczoty, nawet troszkę mrucząc, „No niech mają te człowieki, niech mają, chociaż za te dwa tygodnie nieobecności, to prawie nie wybaczam....”


I wiecie, tyle lat z Kotełem żyję, a Mój Kot taki standardowo kotowy jest olewacki-wszystko-w-dupacki, a nawet przez chwilę mi się wydawało, że Kreska sama do mnie przybiegnie. Aj głupia, ja głupia...


Ale Ci, co znają koty, wiedzą po powyższym opisie, jak bardzo Kot mnie kocha :D

Komentarze

  1. Nie potrafię ocenić, bo znam tylko kota sąsiada.
    Przestałem go gonić, gdy zaczął zostawiać myszy na wycieraczce. Od tego czasu wolno mu posiedzieć na murku lub parapecie, a zdarza się też, że kładzie się na plecach tylko po to, żebym drapał go po brzuchu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię koty, ale osobiście wolę, gdy na powitanie jestem niemal powalana na ziemię i zalizana do granic możliwości :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Brzmi jak opis dużego przyjacielskiego kota :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh!!! Drapanko po brzuchu!!! Ten kot Cię zdecydowanie lubi :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam kiedyś kota... w dalekim dzieciństwie. Pamiętam tylko że zrobił kupę do wersalki i tyle go widziałam.
    Później zostałam psią mamą. Zawsze towarzyszyły mi szczeniaki gdyż moja sunia szczeniła się co rok :)

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest miłość! ABSOLUTNA! To przecież oczywiste, jak w tym wierszu Szymborskiej, o obrażonych kocich łapach, bo wszak tego się nie robi kotu!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic