Podobno, jak człowiek smutny, to bardziej płodny... W sensie bardzie twórczy. Najlepsze wiersze są efektem życiowych traum, najlepsze piosenki odzwierciedlają smutne nastroje, najlepsze obrazy i tak dalej, itd....
Może coś w tym jest, bo w czasach nastoletnio-studenckich pisywałam sobie wiersze i rzeczywiście okres ich wykwitu przypada na czas, gdy zostałam brutalnie odrzucona przez faceta i przeżywałam to do bólu. Pewnego dnia mi przeszło, wiersze w dużej ilości zostały...
Ale ostatnio niestety jest zupełnie, zupełnie na odwrót. Poziom stresu podniósł się tak, że nie mam ochoty na twórczość. I nie chodzi o to, że nie mam siły, bo wiem, że siła by się znalazła. Nie mam ochoty, czuję bezplan, pustkę, takie jedno wielkie NIC. Nie chce mi się pisać, ani dla siebie, ani dla ludzi, ani do szuflady, ani na blogu, nawet na ścianie nie chce mi się pobazgrać, ani kredą po asfalcie. Zresztą i tak jest brudny i pokryty powiedzmy, że śniegową breją.
I sama do siebie mówię: Kobieto! To bez sensu! Żałować będziesz później, że czas tak niepotrzebnie straciłaś. Bo wiele rzeczy da się naprawić, albo powtórzyć, ale czasu się nie cofnie. Nie mam niestety magicznego prztyczka-elektryczka do podróży w czasie i przestrzeni... I nie warto rozpatrywać, czy szkoda, czy nie. Trzeba zacząć znowu wykorzystywać swój czas, bo innego mieć nie będę. - Dobrze, że sama jeszcze jakieś resztki zdrowego rozsądku mam w sobie i się potrafię werbalnie po mordzie zlać... ;) Po pyszczku - już taka sroga dla siebie nie będę...
A na szczęście, żyję w czasach dostępu do radia i wszechwiedzących internetów i - na szczęście - jeszcze fajnej muzy i mogę w każdym momencie puścić sobie na przykład to:
http://www.youtube.com/watch?v=y6Sxv-sUYtM
Na tyle mi to dało kopa, że przynajmniej się na blogu pojawiłam :D
Komentarze
Prześlij komentarz