Dla mnie bardzo magiczne. Bo zanim ja dociągnę do wieku emerytalnego, to pieniędzy już dla mnie nie będzie. Prorokuję, że zus nadal będzie istniał i doił kasę z obywateli, tylko świadczenia przestaną wypłacać, bo będzie trzeba zrobić renowację marmurów w siedzibach albo złotych kandelabrów, ewentualnie bachnąć kolejne Świątynie Opatrzności Bożej, lub innej...
Już kiedyś pisałam, że na Państwo nie liczę, dlatego uzależniam od siebie emocjonalnie Me Dziecię, coby na starość nas utrzymywało...
W zasadzie, to o kwestii pieniędzy, które mi zabierają z wypłaty, zusie i braku perspektyw na godną starość, staram się na co dzień nie myśleć, bo po co się co chwila denerwować. Jakąkolwiek korespondencję z zus, pokazującą szacunkową wysokość emerytury, rozpatruję w kontekście abstrakcyjnej rozrywki, bo lepszy śmiech niż łzy, a wyliczenia na przysyłanych świstkach pokazują, że mi w przyszłości nawet na waciki nie starczy. A w swej rozrzutności kupuję waciki raz na dwa miesiące....
Ale w ostatnią korespondencję jakoś się wgłębiłam i dotarł do mnie kolejny absurd. Otóż, miesięczne składki, które mi zus-parszywiec na ubezpieczenie emerytalne zabiera co miesiąc, są o jedną trzecią wyższe niż wyliczona wysokość emerytury. Zaraz, zaraz - przecież założenie jest takie, że zbieram na emeryturę przez prawie 50 lat, żeby ją dostawać, przez powiedzmy 10. No, może przy dobrych wiatrach 20. Kobiety w mojej rodzinie długo żyją, więc się optymistycznie nastawiam... To skoro zbieram dwa razy dłużej, niż mam dostawać, to coś mi się te liczby nie zgadzają...
Odkrycie, że oddaję haracz złodziejskiej bandzie, nie jest odkryciem. Wiem to od dawna, tylko jakoś mnie to ostatnio znowu ukłuło w jestestwo. A po co ja głupia się wczytuję w tą korespondencję zusowską? Jak widać nic dobrego z tego nie wynika. Tylko jakieś głupie pytania się rodzą w głowie - dlaczego? A przecież nie ma się co łudzić, ja nawet tej hipotetycznej kwoty na emeryturze nie dostanę, bo przecież marmury, żyrandole i miejsca kultu....
To ja idę bardziej uzależniać od siebie Swoje Dziecko. I co prawda nie planowałam, ale zaczynam myśleć, czy nie bachnąć z tego powodu jeszcze jednego potomka.
Komentarze
Prześlij komentarz