Przejdź do głównej zawartości

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła.
W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nich to też frajda, a właściwie to puzzle są Młodej, tylko jej wrednie podebrałam z prezentowej siaty...
Przed północą były skończone i muszę przyznać z dumą, że Dziecko Me się nieźle wkręciło, chociaż musiała sobie robić przerwy. To trochę tak, jak z chodzeniem na grzyby - bujasz się po lesie, niby tam patykiem trącasz jakieś krzaczki pod drodze, coś tam sobie z nudów nucisz pod nosem, w ogóle stagnacja i emocje, jak w szachach, aż tu nagle.... widzisz jednego grzybka, obok drugiego, potem kolejne i jeszcze dalej kolejne i nagle łapiesz się na tym, że prawie sobie nogi łamiesz, prawie tracisz oczy, po niefortunnym machnięciu patykiem w stronę własnej twarzy, prawie się dziabiesz tym scyzorykiem, co go w ogóle niepotrzebnie trzymasz otwartym... to wszystko z emocji, że ktoś ci te grzyby, co je właśnie zauważyłaś/eś podpierdzieli sprzed nosa, bo przecież w lesie to dzikie tłumy, jak na promocji w Lidlu 😀
No i z puzzlami jest tak samo... Najpierw się człowiek użera z głupią ramką, potem z obracaniem elementów na prawą stronę, potem się wkurza, że jedna trzecia obrazka to niebo, albo chmury, albo jezioro, a potem nagle pach, pach, pach, ułożone. I tylko sobie nawzajem wyrywamy prawie ostatnie puzzle, żeby każdy miał jak największe zasługi dla ostatecznego dzieła.😁
Generalnie czas świąteczno-końcówkoroczno-sylwestrowy spędzałam na puzzlach, bo w domu odpaliłam jeszcze dwa kolejne. Któregoś dnia obudziłam się przed resztą rodzinki, weszłam do kuchni, zalałam sobie kawę i podjęłam męską decyzję, że pierdzielę - zawróciłam do salonu i w szlafroku, na fotelu, z kawą w ręku oddałam się szalonej rozrywce. Mężowi, który zaszczycił mnie swoją obecnością jakieś dwie godziny później oznajmiłam, że nie miałam czasu zrobić śniadania, co przyjął nawet dzielnie, Dziecię natomiast dostało traumy, że układałam puzzle sama, bez niej i zaczęła odmawiać kładzenia się spać o normalnej porze, bojąc się, że jak ona pójdzie do łóżka, to ja perfidnie i podstępnie ułożę obrazek do końca. I w sumie jej obawy były uzasadnione, ale postanowiłam nie być AŻ taką wredną matką.
Wstawaliśmy późno, czytaliśmy książki, graliśmy w planszówki, och zapomniałabym wspomnieć, że układaliśmy puzzle 😉, oglądaliśmy filmy, żarliśmy słodycze, noooo jakieś tam pranie zrobiłam i gar bigosu również, nawet na treningi pojechałam, żeby nie było, że tak totalnie nic nie zrobiłam. Ale wszystko wolno, powoli, pomału.... Skoro cały rok był jakiś w pędzie, to przynajmniej niech ja się na finiszu już tak nie gonię.
A w Sylwestra oglądaliśmy z balkonu, jak puszczają sztuczne ognie i Młoda wołała ciągle: "Laaaał, jakie to piękne, łaaaaał!!!" A ja się cieszyłam, że mam taką Młodą, co mi przypomina, że takie to piękne, bo jakoś ostatnio o tym zapomniałam...

Dobrego roku 2018 wszystkim życzę 🎉

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc