Przejdź do głównej zawartości

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji?
Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek...
Otóż....
Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem...
Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oczy....
Otóż...
Robię tygodniowe zakupy spożywczo-chemiczne, bujam się po sklepie tam i z powrotem, bo oczywiście zapominam, co miałam kupić. I żeby nie było - miałam kartkę z listą i długopis, którym skrupulatnie skreślałam to, co do koszyka już wrzuciłam. Niestety zapominałam w locie między spojrzeniem na kartkę, a pchnięciem wózka... Zakupy jednakże zrobione, lista sprawdzona, ustawiam się w kolejce do kasy, wyładowuję cały majdan na taśmę i nagle mnie złapała taka uporczywa myśl, że ja zabierałam z chłodni coś mrożonego, a teraz na taśmie nie ma. Co to było i dlaczego nie ma? Te pytania nurtowały mnie aż do powrotu do domu, gdzie spłynęło na mnie olśnienie, że przecież, cholera, pyzy chciałam na obiad, na szczęście nie dzisiejszy. I rzeczywiście wyciągałam te pyzy z zamrażarki, co chwilę trwało, bo pyzy były wymieszane z pierogami i .... co ja z nimi potem zrobiłam? Może leżały gdzieś na jakiejś półce do wieczora, rozmrożone i kapiące? Albo opcja numer dwa, wsadziłam te pyzy do wózka, ale nie do swojego. Ciekawe, czy ktoś się zdziwił? Bo ja na przykład zdziwiona byłam bardzo...
Otóż...
Zapragnęłam rosołu. Może na upały nie jest to najlepszy pomysł, ale zapragnęłam, nakupiłam produktów potrzebnych, z pietyzmem obrałam, obskrobałam, pokroiłam, umyłam, zalałam wodą w garnku i... postanowiłam, że postawię gar na gazie trochę później, bo właśnie gotowałam składniki na danie główne, a gar na rosół jest dosyć spory i nie chciałam tak zapychać kuchenki. Gar odstawiłam na blat zadowolona, że już wszystko przygotowane, trzeba tylko ugotować, a to już jest proces bezobsługowy.
Dwa dni późnej, gdy weszłam rano do kuchni, mój wzrok padł na ten właśnie garnek, nadal spokojnie i cichutko stojący na blacie. Wyrwało mi się na usta nasze SŁOWO narodowe, po czym zaczęłam się zastanawiać, czy zawartość garnka po dwóch dniach stania w upale, na mnie nie wyskoczy...
Ochota na rosół mi chwilowo przeszła 😖 

Dobrze, że pamiętam, jak się nazywam, gdzie mieszkam i co robi moje Dziecko oraz Mąż, więc z grubsza mam połapane 😁

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic