Przejdź do głównej zawartości

Majówka

Dobra wiadomość!!! Okazało się, że jednak nie muszę przychodzić na majówkę do pracy, za to muszę być pod telefonem. Nic nowego, w weekendy i święta też jestem i o tym jakoś szef nie pamięta...

Nic to, cieszyć się należy, że serce szefa zmiękło, bo chociaż planów wyjazdowych nie mam, to w domu jest co robić i mogę wykorzystać to, że Matylda rano chodzi do żłobka. Jupi! Będę zap....ać nie w ramach umowy o pracę, tylko umowy o życie :)

Sprawdzam ja sobie prognozę pogody na najbliższy tydzień, aby upewnić się o tym, jak bardzo będzie piękna. Bo przecież od dłuższego czasu zapowiadają atak lata. I okazuje się, że już się pogodzie plany pozmieniały i ma padać od wtorku, a od środy wracamy do temperatur późnojesiennych. Mam nadzieję, że to jakiś żart...... Jak u nas ma być dobrze, skoro nawet porządnie pogody nie potrafią przewidzieć.

Pogoda mi potrzebna, bo plan jest, aby dni czerwone z Młodą spędzić na wycieczkach. Wymyśliłam sobie Szyndzielnię - do Bielska całkiem blisko, na górę wwiezie nas kolejka, może obiad w schronisku, a potem powrót na nogach. Chociaż obawiam się czy Młoda da radę, albo czy my damy radę. Bo jak się zaprze, że mamy ja nosić, to zaczynam rozważać jednak zjazd gondolą. Ktoś wie, ile trwa średnio zejście żółtym szlakiem? Trzeba by sprawdzić, czy gdzieś na dole sprzedają frytki. Mogą stanowić formę zachęty (zachęta, ha, ha - jawne przekupstwo - wychowawcza matka ze mnie) do zejścia na własnych nóżkach.

Miałam też pomysł na podróż kolejką wąskotorową z Bytomia do Miasteczka Śląskiego, bo Dusiak uwielbia pociągi, ale ponieważ przy budowie A1, zniszczyli część torowiska - ta rozrywka odpada.

Zostają wycieczki do pobliskich parków, no a jeśli będzie lało - basen.

Organizacja ciekawego czasu dla Młodej, zaplanowane zadania domowe, no i jeszcze chciałam pomóc rodzicom w remoncie domu - chyba nie uda mi się odpocząć .........

Życzę wszystkim udanego, dziewięciodniowego weekendu.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic