Przejdź do głównej zawartości

O tym, kto tak naprawdę buduje drogi w Polsce

Opowieść piłkarsko-przyrodnicza...

Euro idzie. Zbliża się wielkimi krokami, dzień po dniu, tup,tup, tup.

Jakąś wielką fanką piłki nożnej nie jestem (bezeceństwa straszne opowiadam :)). Generalnie wiem, że piłka jest jedna, bramki dwie, a chłopa po jedenastu w każdej drużynie. Ale jakoś akcji w tym sporcie dla mnie za dużo nie ma. Goli kilka na cały mecz, albo żaden. W koszykówce akcja co chwila, ale rzeczywiście oni mają mniejsze boisko. Oglądanie meczu to było dla mnie zawsze spotkanie towarzyskie przy piwku, ze znajomymi. Ewentualnie, z czasów stania za barem, przyjmowanie zakładów, kto wygra i nalewanie darmowego piwka zwycięzcy.

Ale nie o tym, nie o tym...

Że z wieloma przygotowaniami na Euro nie zdążymy, to wie chyba każdy. Stadiony niby gotowe, ale..., słaba baza hotelowa, droga benzyna no i dróg nam kilku brak. I o tych drogach chciałam właśnie...

Wracam ja sobie wczoraj do domu, stoję na światłach i rozglądam się dookoła. I co widzę? Może nie dziurę w jezdni, ale spore pęknięcie. A na trawniku dwa ptaszki siedzą, czarne, powiedzmy, że szpaki, choć głowy nie dam. Główkami kręcą i centralnie obserwują to pęknięcie. Jeden się nachylił do drugiego, coś mu tam zaświergał, po czym oba ptaszki wyciągnęły z trawy jakieś farfocle, zabijcie mnie - nie wiem co to było; wyglądało trochę jak kawałki wełny mineralnej. I oba ptaszki z tym czymś w dzióbkach, zeskoczyły z trawnika na jezdnię i dawaj upychać farfocle w pęknięcie. Poupychały, poupychały, pooglądały, czy aby dobrze leży, spojrzały na siebie i wróciły w trawę szukać kolejnej partii uszczelniacza.

Szczerze powiedziawszy oczekiwałam od nich jeszcze charakterystycznego uściśnięcia dłoni, jak w starej czeskiej bajce "Sąsiedzi" (oryginalnie to chyba było "Pat i Mat"). Ale może za wiele wymagam od ptaków. I tak moim zdaniem odwalały tam kupę dobrej roboty.

I nie wiem, czy się cieszyć, że jest przed Euro taka pozytywna atmosfera, że nawet ptaszki nam pomagają, czy to znaczy, że jest aż tak źle z przygotowaniami, że nawet ptaki nam już pomagają, bo sami rady nie dajemy...

P.S. Wyjaśniając wątpliwości - nie śniło mi się to i byłam trzeźwa :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic