Przejdź do głównej zawartości

Proszę Państwa, oto Kot



 



 

Dzisiaj chciałam przedstawić bardzo ważnego członka naszej rodziny - Kreskę.


Kreska trafiła do mnie jako mały słodki kociak, w paseczki (stąd imię), z nastroszonymi uszami i postawionym jak bacik ogonkiem. Ponieważ jest kotem z natury bardzo ostrożnym (żeby nie powiedzieć tchórzem :)) prawie cały pierwszy dzień spędziła pod najniższą półeczka najniższego stoliczka, jaki był w domu. Chyba obawiała się, że niebo jej spadnie na głowę. W nocy rozpętała się okropna burza z piorunami i grzmotami i Kreska stwierdziła, że obrana kryjówka nie jest jednak wystarczająco bezpieczna, wskoczyła mi na poduszkę i zwinęła się w kłębek, w zgięciu mojego łokcia i przytulona przespała całą noc. To był moment przełomowy, Kreska stwierdziła, że jestem OK, nie żeby się jakoś wylewnie do mnie nastawiać, sytuacja z przytulaniem się do ręki była oczywiście wymuszona przez burzę, to przecież kot indywidualista i tym podobne kocie przemyślenia... W każdym razie dogadujemy się ze sobą już dziewięć lat i dobrze nam razem. Mąż, za czasów nie bycia jeszcze mężem, nastawił Kreskę do siebie przychylnie za pomocą magicznych głaszczących i czochrających rąk. Do tej pory skubana przychodzi się do niego głaskać częściej niż do mnie... Matyldę zaakceptowała jakby z musu, bo widać było, że przez pierwsze miesiące życia Dusiaka, Kreska była dosyć zdegustowana i patrzyła na nas z lekkim wyrzutem. Teraz już się chyba przyzwyczaiła.


Kreska urodę ma niebanalną, bo tatuś był persem i po nim ma lekko spłaszczony pyszczek i gęste futerko, a mama kotem singapurskim, stąd charakterystyczne M między oczami i umaszczenie w paseczki. No i wielgachne oczy. Każdy, kto ją widzi pierwszy raz, pyta się: "A co ona taka zdziwiona?". Odpowiadam, że to wrodzone... Hi hi.


 


A tak w ogóle, to postanowiłam napisać o kocie, bo wczoraj przez przypadek trafiłam w necie na coś bardzo starego, ale też bardzo prawdziwego. Oczywiście z grubsza metaforycznego, chociaż nie zawsze. Kto ma kota i próbował mu wcisnąć lekarstwo w tabletce, ten wie, czym to grozi ;). Kto nie ma, niech przeczyta ku przestrodze, ale i w celu poprawy humoru. Ja spróbowałam Kresce dać tabletkę w całości jeden raz. Bardzo szybo do mnie dotarło, że to nie ma sensu, a szkód na własnym ciele nie chciałam odnosić. Od tej pory tabletkę rozpuszczam w wodzie, naciągam zawiesinę do strzykawki i znienacka wstrzykuję jej do pyszczka. Oczywiście co najmniej połowę wypluje, ale jak jestem szybka i działam z zaskoczenia, to jednak coś tam jej do żołądka dotrze. To tyle moje prywatne doświadczenia.


A poniżej instruktaż, jak podać kotu tabletkę, w wersji humorystycznej, niemniej nie odbiegającej od prawdy.




  1. Weź kota na ręce i otocz go lewym ramieniem tak, jak się trzyma niemowlę. Umieść palec wskazujący i kciuk prawej ręki po obu stronach pyska i naciśnij lekko trzymając tabletkę w pozostałych palcach prawej ręki. Gdy kot otworzy pysk wpuść tabletkę, pozwól kotu zamknąć pysk i przełknąć.

  2. Podnieś tabletkę z podłogi i wyciągnij kota spod tapczanu. Ponownie otocz kota lewym ramieniem i powtórz cały proces jeszcze raz.

  3. Wyciągnij kota z sypialni i wyrzuć rozmemłaną już tabletkę.

  4. Wyjmij nową tabletkę z opakowania, otocz kota lewym ramieniem jednocześnie trzymając lewą ręką wierzgające tylne nogi. Rozewrzyj pysk kota i palcem wskazującym prawej ręki wepchnij tabletkę tak głęboko jak się da. Przytrzymaj kotu zamknięty pysk i policz do dziesięciu.

  5. Wyciągnij tabletkę z akwarium, a kota z garderoby. Zawołaj żonę do pomocy.

  6. Przyduś kota do podłogi klinując go miedzy kolanami jednocześnie trzymając wierzgające przednie i tylnie łapy. Nie zwracaj uwagi na niskie warczące odgłosy wydawane w tym czasie przez kota. Niech żona przytrzyma głowę kota jednocześnie wpychając mu drewnianą linijkę miedzy zęby. Następnie wsuń tabletkę wzdłuż linijki miedzy rozwarte zęby i intensywnie pogłaszcz kota po gardle co skłoni go do przełknięcia.

  7. Wyciągnij kota siedzącego na karniszach i rozpakuj nowa tabletkę. Zanotuj sobie, żeby wymienić firanki. Pozbieraj kawałki porcelany z potłuczonej wazy, możesz je posklejać później.

  8. Owiń kota w ręcznik kąpielowy, a następnie niech żona położy się na kocie tak, żeby tylko jego głowa wystawała spod jej pachy. Umieść tabletkę w środku plastikowej rurki do napojów. Przy pomocy ołówka otwórz kotu pysk i wcisnąwszy rurkę miedzy rozwarte zęby mocno wdmuchnij tabletkę do środka.

  9. Sprawdź na opakowaniu, czy tabletki nie są szkodliwe dla ludzi, a następnie wypij jedna butelkę piwa żeby pozbyć się nieprzyjemnego smaku w ustach. Zabandażuj żonie rozdrapane ramię, a następnie przy pomocy cieplej wody z mydłem usuń plamy krwi z dywanu.

  10. Przynieś kota z altanki sąsiada. Rozpakuj następna tabletkę.

  11. Przygotuj następna butelkę piwa. Umieść kota w drzwiczkach od kredensu tak, żeby przez szczelinę wystawała tylko jego głowa. Rozewrzyj mu pysk łyżeczką od herbaty i przy pomocy gumki "recepturki" strzel tabletką miedzy rozwarte zęby.

  12. Przynieś śrubokręt i przykręć wyrwane zawiasy z drzwiczek na swoje miejsce. Wypij piwo. Weź butelkę wódki. Nalej do kieliszka i wypij. Przyłóż zimny kompres do policzka i sprawdź, kiedy ostatnio byłeś szczepiony na tężec. Przemyj policzek wódką w celu zdezynfekowania rany i wypij kolejny kieliszek aby ukoić ból. Podartą koszule możesz już wyrzucić.

  13. Zadzwoń po straż pożarną, żeby ściągnęli kota z drzewa. Przeproś sąsiada, który wjechał samochodem w płot próbując ominąć kota przebiegającego przez ulicę. Wyjmij kolejną tabletkę z opakowania.

  14. Skrępuj tego drania przy pomocy sznurka od bielizny związując razem przednie i tylnie łapy, a następnie przywiąż go do nogi od stołu. Weź grube skórzane rękawice ogrodnicze. Wciśnij tabletkę kotu do gardła popychając dużym kawałkiem polędwicy wieprzowej. Już nie musisz być delikatny. Przytrzymaj głowę kota pionowo i wlej mu dwie szklanki wody wprost do gardła żeby spłukać tabletkę.

  15. Wypij pozostałą wódkę z butelki. Pozwól żonie zawieźć się na pogotowie. Siedź spokojnie, żeby doktor mógł zaszyć ci ramię i wyjąć resztki tabletki z oka. Po drodze do domu wstąp do sklepu meblowego i kup nowy stół.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic