- Mamo - zapytało moje zaspane dziecko, gdy o siódmej rano snułyśmy się do samochodu, owinięte w szaliki. - A gdzie jest słoneczko?
- Nie wiem, kochanie, słoneczko chyba dziś zaspało - odpowiedziałam i powlokłyśmy się w ciemną noc... Dobrze, że chociaż mgła była dzisiaj mniejsza, bo wczoraj tylko czekałam, kiedy wyląduję w czyimś zderzaku.
Jeszcze w niedzielę byłyśmy na spacerze w parku, gdzie Wojtek pstrykał fotki, Dorota pomagała zbierać do koszyka żołędzie, a ja z poświęceniem ratowałam balon przed ostatecznym odfrunięciem w siną dal... Słońce świeciło, kaczki kwakały, wiewiórki smyrały ogonami psy po nosach, liście szeleściły i była piękna polska, złota jesień. A dzisiaj nastała tradycyjna polska jesień - szara.
Więc ja też się pytam - Gdzie się podziało słoneczko?
Ehhhh, wyciąganie z szafy zimowej kurtki powoduje u mnie depresję...
P.S. Z niedzielnego spaceru parę zdjęć mi wyszło. Poza tym czekam jeszcze na zdjęcia od Pana Fotografa. Wojtku, czy znajdzie się coś ładnego? :) Efekty sesji wrzucę tu niebawem, gdyż Matylda otoczona kolorami jesieni wygląda naprawdę uroczo.
No niestety chyba w dla przeważającej części osób nadchodzą ciężkie miesiące... ja mogłabym zasypiać 31 października i budzić się ok 10 marca... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo witam, witam, dawno Cię nie "czytałam" :) Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJa mam podobnie - syndrom misia i zimowej drzemki. Jak jest mniej niż +20 stopni i brakuje słońca, to pogoda nie dla mnie...