Jakoś nigdy nie miałam syndromu pod tytułem "Nie lubię poniedziałku". Nie mam problemu z tym, żeby po niedzieli przyjść i zacząć coś robić. Niemniej dzisiejszy poniedziałek dobrze byłoby wymazać z pamięci. I to nawet nie chodzi o to, że wyskoczyło dziesięć pilnych i niecierpiących zwłoki spraw do załatwienia na wczoraj, więc musiałam rzucić wszystko, co robiłam (dosłownie - dokumenty i segregatory pizgnęłam na parapet, fotel przy stole konferencyjnym oraz podłogę, bo już od dawna twierdzę, że moje biurko o powierzchni około 2 m2 jest zdecydowanie za małe na tą ilość dokumentów, którą obrabiam). Pomimo natłoku spraw, humor mi jakoś nie szwankował ... do czasu, gdy jedna z naszych klientek zadzwoniła i - wyrażając się delikatnie - wykazała się brakiem kultury osobistej, monstrualną sklerozą oraz demencją starczą. Ponieważ nie byłam dopuszczana do głosu w tej (ha, ha) dyskusji, zacisnęłam zęby i uprzejmie wbijając się w słowotok, który leciał ze słuchawki, postarałam się wyjaśnić, że sprawa przekracza moje kompetencje i przekażę ją niezwłocznie prezesowi. Na marginesie zaznaczę, że piastuję stanowisko kierownicze, ale nie wszystkim to wystarcza. :) Ponieważ charakter mam taki, że szlag mnie trafia w podobnych sytuacjach z serii "upierdliwy klient", nauczyłam się, żeby mnie nie trafiał tak od razu, nie wchodzę w dyskusję, nie wyjaśniam, nie tłumaczę, bo to nic nie da, rzucam hasło, że przekażę zwierzchnikowi i to przeważnie działa. Szlag mnie może trafić po odłożeniu słuchawki. Pani jednakże nie poprzestała na rozmowie ze mną i zadzwoniła do mojego kolegi, naiwnie myśląc, że jestem jego podwładną, żeby się na mnie poskarżyć. Kolega lojalnie przekazał, co usłyszał, a mnie para z uszu poszła. Bo wiecie, ja rozumiem, że ktoś chce coś załatwić po swojemu, żeby było jemu jak najwygodniej, po jego myśli, ale naprawdę wkurza mnie, że ludzie kłamią na prawo i lewo i myślą, że co? Że nikt prawdy nie odkryje? Że wszyscy im uwierzą? Dorośli ludzie i czy oni nie widzą, że robią z siebie idiotów? No przecież ręce opadają. Ja wiem, ja rozumiem, ja też bywam "upierdliwym klientem", zwłaszcza, jak widzę, że drugiej stronie się po prostu nie chce, ale nie widzę powodu, żeby kłamać, ściemniać, już nie mówiąc o tym, żeby komuś ubliżać. I to nie pierwszy taki przypadek, z którym się zetknęłam, pewnie także nie ostatni. A najgorsze jest to, że takie przypadki, to niestety nie jest margines. Może nasi klienci są tacy "specyficzni"? :)
Dobra, zmieniam temat...
Wszystkim babciom i dziadkom z okazji ich święta (dziadkom trochę naprzód, ale nie wiem, czy jutro się będę uzewnętrzniać) życzę wielu radosnych dni, uśmiechu, szczęścia, zdrowia i przede wszystkim kochających wnucząt. Dziękuję swojej babci, zwanej Bunią za jej poczucie humoru, za jej dystans do siebie i świata, za to, czego mnie nauczyła, za celne riposty i za to, że jest najlepsza na świecie. Kocham Cię Babciu!
Młoda ma to szczęście, że dziadków ma wszystkich w komplecie (to znaczy po dwie sztuki z rodzaju babcia i dwie sztuki z rodzaju dziadek, hihi). W weekend płodziłyśmy więc rysowane-malowane-wyklejane-i-pisane laurki. Łącznie z tym, że Matylda trzymała pisak, a ja jej rękę i trochę koślawo, ale jednak gryzmoliłyśmy życzenia. Młoda przeszczęśliwa zawołała: "Mamo, ja piszę! Ja nie wiedziałam, że umiem pisać!" Ha, ha, ha, posmarkałam się. Dla dziadków będzie w przyszłym tygodniu specjalny występ w przedszkolu. Wierszyki i piosenki już wykute na pamięć :) Chyba się spodoba?...
Komentarze
Prześlij komentarz