Przejdź do głównej zawartości

Dzień przytulania



[caption id="attachment_374" align="alignright" width="300" caption="Przytulajmy się"][/caption]


Wczoraj był dzień przytulania się lub, jak stwierdziła Matylda, dzień kochania, takie Balentynki. Zwał jak zwał ważne, że dzień pełen miłości był.


Nawet mój Luby mnie zaskoczył, bo dostałam pęk pięknych czerwonych kwiatów. A on jednak, nie żeby nie pamiętał o takich świętach, jak walentynki czy dzień kobiet, ale jednak, no, powiedzmy nie celebruje :)


Generalnie nie jestem zwolenniczką tego święta, bo u nas jest ono bardziej medialne i komercyjne niż wypływające z potrzeby serc, ale z drugiej strony, każdy pretekst do okazywania sobie uczuć jest dobry :)


Więc Wam wszystkim Zaglądającym, Czytającym i Odwiedzającym życzę dużo miłości...


 


A tak z innej beczki, to dostałam ostatnio zdjęcia Matyldy z przedszkolnego balu karnawałowego. Młoda sama wybrała sobie przebranie - księżniczkę. Niespecjalnie się zdziwiłam, bo jest w końcu dziewczynką, która uwielbia sukienki. Chociaż jej pierwszym wyborem było przebranie małpki, ale ta koncepcja jakoś szybko umarła. Została więc księżniczka. Sukienkę się przyznam, po prostu kupiłam, ale znalazłam całkiem ładną i tanią różowo-niebieską, spełniającą wymagania Młodej, bo z koronką i falbankami. Do sukienki dorabiałam koronę, własnymi rękami i przez tę koronę taki żal we mnie siedzi. Bo się narobiłam, wycinałam pieczołowicie z kartonu, przymierzałam, żeby idealnie pasowała na głowę Dusiaka i nie piła w uszy (taki wymóg mojego dziecka), obklejałam sto razy srebrna folią spożywczą, wycinałam i przyklejałam niebieskie kółeczka rozmaitych wielkości, imitujące klejnoty. W skrócie - no wyszła mi ta korona. I Matyldzie się podobała. I dumna byłam z siebie. Tak po prostu.


I rano, jak odprowadzałam, Młodą do przedszkola, to już czułam całą sobą, że ta korona zaginie, bo dużo dzieci, każde miało jakieś rekwizyty i generalnie nie wierzyłam, że panie tak nad wszystkim super zapanują. Niestety jeszcze nie było Pani Basi i koronę przejęła inna opiekunka, pomimo moich nieśmiałych próśb, żeby jednak tą koronę schować do szafki Młodej, to później Pani Basią ją wyjmie, jak nadejdzie czas tańców i swawoli... Ale nie. No i korona przepadła. O czym Matylda mi mówiła po balu, no i na zdjęciach, które właśnie dostałam też jej nie ma. I piękna ta księżniczka, tylko bez korony :)


Się czepiam, wiem, ale Młodej się korona podobała i była szczęśliwa, że ją będzie nosić na balu. A ja byłam dumna, bo mi wyszła. A nie ma co ukrywać, nie mam jakiś bujnie rozwiniętych talentów plastycznych. Koronę znalazłyśmy dwa dni później w szatni, rozwaloną, potarganą i wymiętą. Dało się ją z grubsza naprawić i teraz Matylda tańczy w niej w domu :)


A zdjęcia mnie o tyle rozczarowały, że spodziewałam się migawek z balu, jak dzieci tańczą, jak się bawią. A tu jedno zbiorowe w grupie i jedno indywidualne, sfotoszopowane na trzech różnych tłach. I tyle. Za tą kasę oczekiwałam czegoś więcej. I dlatego rzadko biorę zdjęcia z przedszkola, z jakimiś kalendarzami i innymi bzdetami, bo portretówki, to ja jej robię ładniejsze niż profesjonalny Pan Fotograf. Noooo, jestem dosyć rozczarowana.


Nic to, będę kontynuować wczorajszy dzień i pójdę się do kogoś przytulić :)


 


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic