Przejdź do głównej zawartości

Gówniana sprawa

Ciepło się zrobiło, wiosennie w końcu, Młoda zarządziła wyjście na rower. Super. Po dwugodzinnym spacerze i pchaniu rowerka - bo Matylda pedałuje ochoczo, ale jeszcze niezbyt wystarczająco do samodzielnej jazdy - odkryłam, że posiadam mięśnie nóg i że te mięśnie BOLĄ. No tak, się wozi dupę samochodem, to potem takie są efekty. Na basen chodzę regularnie, ale to raczej wpływa na moją ogólną kondycję i wydolność. Rzeczywiście, zasapana po spacerze nie byłam ani trochę i zmęczona też się nie czułam, tylko jak siadłam w domu, to myślałam, że stopy mi same się na suficie powieszą ;).


Ale wracając do tytułu, bo przy poniedziałkowej porannej kawie warto poruszać takie tematy, nasz spacerek z Młodą odbywał się głównie slalomem i nie wynikało to z tego, że Młoda interesujące rzeczy dostrzegała tylko z boku. Nawet jeśli, to i tak linię prostą z grubsza trzymała. Otóż moi Państwo, ścieżki rowerowe oraz spacerowe oraz chodniki zalegają w psich gównach. Rozdeptanych, rozdyźdanych, rozwleczonych po większym obszarze. Widocznie ktoś kiedyś szedł i nie miał szczęścia.


Ja naprawdę zwierzęta bardzo lubię. Może jestem bardziej kociarą niż psiarą, poza tym mój tryb życia nie za bardzo pozwala na komfortowe dla pieska życie, zwłaszcza w kwestii spacerków. Ale naprawdę jeśli chodzi o zwierzę w domu, to jestem jak najbardziej za i tak, rozumiem, że to zwierzę musi również robić kupę. Pytanie za sto punktów do właścicieli czworonogów: Czy piesek tą kupę musi robić na chodnik? Nie będę rozpisywać się o tym, że po psie się sprząta - są woreczki, są specjalne pojemniki, chęci właścicieli jednak brak. Naprawdę już nie czepiam się, że pieski załatwiają swoje potrzeby gdzieś w chaszczach i wtedy trudno po ta kupę się dostać, żeby sprzątnąć. Z zaciśniętymi zębami, żeby przekleństwo mi z ust nie wyskoczyło ignoruję gówna na środku trawnika, bo miło by jednak było po tym trawniku bez stresu sobie pochodzić, czy pobiegać bez strachu, że spotka mnie przykra niespodzianka. Ale stan chodników i ścieżek rowerowych i spacerowych mnie powalił. Kupa, kupa, kupa na kupie i kupią pogania....i śmierdzi. Moje trzyipółletnie dziecko pyta mnie się na spacerze, dlaczego tych kupek nikt nie posprzątał, przecież to nieładnie, tak na środku chodnika. No cóż, muszę się powstrzymywać, żeby nie tłumaczyć, że to nie wina piesków, tylko ich właściciele są "gupi".


Zaczynam myśleć ciepło o pomyśle srania ludziom na wycieraczki...

Komentarze

  1. znam ten ból :( pamiętam jak jako dzieciak rozkładałam z koleżankami koc na trawie, chodziłyśmy na czworaka zbierając kończyny na wianki... współczuję teraźniejszym dzieciom, że nie mają na to szans :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic