Przejdź do głównej zawartości

Intruz


Czytać lubimy z Mężem oboje, Młodą też pasją zarażamy, czytanie fajne jest, pobudza mózg, rozwija wyobraźnię i tak dalej..... A ponieważ fundusze ograniczone mamy, to korzystamy z zasobów naszej biblioteki, do której przeważnie zabieram Matyldę, bo ona jakimś cudem nam z półki naprawdę fajne pozycje wybiera. Poza tym wybiera też książki dla siebie, przecież nie będę jej wciskać na siłę, co ma czytać - niech sama decyduje. W naszej bibliotece jest specjalny pokój z książkami dla dzieci, z kącikiem, gdzie można przysiąść, książeczki pooglądać, a nawet poczytać. Młoda zawsze stoi na środku i przebiera nogami ze szczęścia, bo w którą stronę się nie odwróci, tam książki....


Ale nie o tym, nie o tym. Po którejś tam wizycie w bibliotece, Mąż przegląda, co wypożyczyłyśmy i pretens ma jakiś do mnie, którego za bardzo nie rozumiałam, bo nawet nie za bardzo patrzyłam, co bierzemy, skoro Matylda już wybrała. No i się okazało, że trafiłam w Stephenie Meyer, czyli Panią która popełniła Sagę Zmierzch. Od razu się przyznam, że książek owych nie czytałam, może się kiedyś przemogę i może się okażą fantastyczne... Ale jakoś do całości tematu zniechęcił mnie film, który dwa razy próbowałam oglądać, bo w tv go nadawali, a skoro nic innego nie było, to może warto zapoznać się z powodem masowej podniety nastoletnich dziewcząt. Być może ja też takiej podniety doświadczę? Warto spróbować, myślałam naiwnie, hahaha. Otóż - nie warto. To tylko moje zdanie oczywiście - naprawdę próbowałam go obejrzeć dwa razy i jakoś nie wytrwałam w całości. Być może dlatego, że błyskotliwa w słońcu skóra, to nie jest to, czego oczekuję od wampirów....


Luby zdanie me w tym temacie podzielał, więc usłyszałam wspomniany już pretens, za wypożyczenie książki tej autorki. Niemniej jednak książkę zaczął czytać, się wciągnął i później zdecydowanie oczekiwał, żebym ja też czytała i co parę stron pytał mnie: I co? I jak? Podoba Ci się? Świetna, co nie? :D


Świetna, naprawdę świetna. Pomysł nie jest nowy, już parę razy był wykorzystany w literaturze i filmie, ale przedstawiony naprawdę wciągająco, bardzo kobieco - może to komuś się nie spodobać - ale nam ta książka naprawdę trafiła. Dużo w tej książce emocji, widać, że autorka jest matką, ale akcja leci od prawie samego początku w niezłym tempie i muszę przyznać, że każde przeszkodzenie mi w jej czytaniu, traktowałam wrogo i warczałam na otoczenie.


A tak sobie o książce piszę, bo parę dni temu trafiłam w necie na trailer filmu zrobionego na jej podstawie i już się nie mogę doczekać, żeby go zobaczyć. Albo zrobili film tak dobry, jak książka... hmmm... albo trailer tak dobry jak książka :D, co się często zdarza filmowcom... W każdym razie zajawka pokazuje świat z książki prawie dokładnie tak, jak go sobie wyobrażałam, więc mam cichą nadzieję się nie rozczarować...



Uaktualniam: właśnie poczytałam parę opinii osób, które film widziały i wychodzi na to, że wykrakałam. Filmowcy trailery potrafią robić dobre, całe filmy niekoniecznie. A może jak sama zobaczę film, to się pozytywnie zaskoczę?

Komentarze

  1. Moja mama od najmłodszych lat też prowadzała mnie do biblioteki i wybierałam sobie książki, które potem czytała mi do snu. Jak byłam starsza sama już biegałam do biblioteki, a teraz mamy sporo książek... Do tej pory lubię czytać :-) mój mąż też więc witajcie w klubie miłośników książki :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki to jedyna rzecz na świecie, na którą wydałabym każdą ilość pieniędzy. Daliby mi grubą bańkę - wydałabym na książki grubą bańkę :D. Tylko dom bym chyba musiała sobie postawić, żeby te książki pomieścić ;)
    Cieszę, że jednak w naszym kraju są ludzie, którzy czytają coś więcej niż smsy i pudelka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. nie czytając Zmierzchu niewiele straciliście :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic