Przejdź do głównej zawartości

One way ticket

Trafiłam wczoraj w przelocie na "Wiadomości" i informację o tym, że zbierają chętnych na kolonizację Marsa. Już teraz szukają ludzi, spośród których wybiorą 40 osób, którzy za 12 lat polecą na Marsa i będą pierwszymi osadnikami. W między czasie szkolenia, treningi i inne potrzebne w kosmosie "pierdoły".


Są haczyki. Haczyk numer 1, to fakt, że całość będzie jednym wielkim BigBrotherem, czyli zrobią z ekspedycji reality show i dzięki temu zarobią kasę na finansowanie całości przedsięwzięcia.


Haczyk numer 2 - lecisz i nie wracasz. Mars, że tak powiem, dożywotnio...


No i tak się zastanawiam od wczoraj co by było, gdyby.... Gdybym nie miała dziecka, to chyba całkiem poważnie myślałabym o zgłoszeniu się. Jakby jeszcze Luby mógł lecieć ze mną. Kurczę, taka przygoda!!!


Z drugiej strony, perspektywa zmiany całego swojego życia, już na zawsze, świadomość, że nie da się wrócić, no i chyba strach, że jak będzie jakaś awaria, to umarł w butach, pewnie nikt nie pomoże. No i jeszcze potencjalnie są kosmici - nigdy nie wiadomo, co może się zdarzyć :P


Takie dywagacje science-fiction, bo dziecko mam i teraz nawet wyjście do kina musi być negocjowane z rodzicami lub teściami. O Marsie chyba nie ma co wspominać... :D


A Wy? Polecielibyście?


A tak na marginesie i z zupełnie innej beczki - szacun dla Pana Roberta. Myślicie, że Ronaldo płakał w szatni?

Komentarze

  1. Nie poleciała bym :-) za granicę nie chciałam wyjechać na stałe a co dopiero inna planeta

    OdpowiedzUsuń
  2. Za granicę tez mnie jakoś nie ciągnie, ale na Marsa... Jakoś zawsze lubiłam kolor czerwony. Pytanie, czy patrząc się do końca życia na 39 tych samych osób, nie chciałabym tego końca przybliżyć ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. a serwują tam boczek i czekoladę? Matka zniosłaby wszystko poza rozłąką z Paskudami małymi, Panem Mężem i jadłem :P

    OdpowiedzUsuń
  4. A wiesz, że o żarciu nie pomyślałam... No rzeczywiście, pewnie będzie sztuczne i z plastikowych pudełek. To chyba jednoznacznie przekreśla pomysł wyjazdu :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmmm, mogłoby to być ciekawe doświadczenie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic