Przejdź do głównej zawartości

Wielkanocne obżarstwo czyli historia miłosna

Historia miłosna jest krótka i treściwa, dlatego zrobię dłuższy wstęp.


Ja jeść lubię, dlaczego by nie, przyjemna czynność i sprawia mi wiele frajdy. Zwłaszcza w mięsku gustuję, słodycze i ciasta jakoś mniej mnie kręcą. Ale jakby ktoś częstował kiełbaską, na przykład i kiszonym ogórkiem, to nie odmówię :) Byłabym idealną wnuczką standardowej babci, która wciska dzieciom górę jedzenia, gdyby nie to, że moja Bunia ma w tym temacie umiarkowane zapędy. Za to moja teściowa mnie uwielbia, chyba głównie za to, że zeżrę wszystko i jeszcze dokładkę biorę. Na szczęście nie odbija się to jakoś okrutnie na moim wyglądzie zewnętrznym - jasne, że fałdki na brzuszku są i boczki też, ale nie takie, żeby sobie włosy z głowy rwać. Kolega mnie kiedyś skomentował - widząc ile jestem w stanie pochłonąć żarcia między jednym, a drugim nurkowaniem (czynność jest istotna, bo wiadomo, że woda wyciąga i głodna byłam okrutnie). Wyszeptał Mężowi na ucho, że chyba taniej mnie ubrać niż wyżywić. Popłakałam się ze wzruszenia nad komplementem.


W te święta, gdy na obiady wbijaliśmy się do rodziców, raz jednych raz drugich, objadłam się konkretnie, bo wiadomo, że jedzenie podsunięte pod nos smakuje lepiej niż te własnoręcznie robione. Mąż przy okazji poniedziałkowej konsumpcji szepnął mi do ucha czułe wyznanie miłości: - Mam nadzieję, że Ci to wszystko w cycki pójdzie. Wzruszyłam się troską Lubego :) No cóż - ja też mam taką nadzieję... :)

Komentarze

  1. Haha, cóż za cudowna kobieta, która tyle zjada :D moja babcia byłaby dumna z takiej wnuczki, ja niestety ciągle słyszę "Dla kogo ja gotuję?" :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna i mądra notka. Tak trzymaj ;* Zapraszam do mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. no to też życzę, aby poszło w cycki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki wielkie :D
    Na szczęście po świętach nie widzę na sobie dodatkowych kilogramów, w postaci fałdek brzuszkowych, więc albo rzeczywiście poszło w górę, albo mam problemy ze wzrokiem, hi hi. ;) Albo zdążyłam już zrzucić, bo jak zwykle mam zapieprz w pracy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic