Historia miłosna jest krótka i treściwa, dlatego zrobię dłuższy wstęp.
Ja jeść lubię, dlaczego by nie, przyjemna czynność i sprawia mi wiele frajdy. Zwłaszcza w mięsku gustuję, słodycze i ciasta jakoś mniej mnie kręcą. Ale jakby ktoś częstował kiełbaską, na przykład i kiszonym ogórkiem, to nie odmówię :) Byłabym idealną wnuczką standardowej babci, która wciska dzieciom górę jedzenia, gdyby nie to, że moja Bunia ma w tym temacie umiarkowane zapędy. Za to moja teściowa mnie uwielbia, chyba głównie za to, że zeżrę wszystko i jeszcze dokładkę biorę. Na szczęście nie odbija się to jakoś okrutnie na moim wyglądzie zewnętrznym - jasne, że fałdki na brzuszku są i boczki też, ale nie takie, żeby sobie włosy z głowy rwać. Kolega mnie kiedyś skomentował - widząc ile jestem w stanie pochłonąć żarcia między jednym, a drugim nurkowaniem (czynność jest istotna, bo wiadomo, że woda wyciąga i głodna byłam okrutnie). Wyszeptał Mężowi na ucho, że chyba taniej mnie ubrać niż wyżywić. Popłakałam się ze wzruszenia nad komplementem.
W te święta, gdy na obiady wbijaliśmy się do rodziców, raz jednych raz drugich, objadłam się konkretnie, bo wiadomo, że jedzenie podsunięte pod nos smakuje lepiej niż te własnoręcznie robione. Mąż przy okazji poniedziałkowej konsumpcji szepnął mi do ucha czułe wyznanie miłości: - Mam nadzieję, że Ci to wszystko w cycki pójdzie. Wzruszyłam się troską Lubego :) No cóż - ja też mam taką nadzieję... :)
Haha, cóż za cudowna kobieta, która tyle zjada :D moja babcia byłaby dumna z takiej wnuczki, ja niestety ciągle słyszę "Dla kogo ja gotuję?" :D
OdpowiedzUsuńŚwietna i mądra notka. Tak trzymaj ;* Zapraszam do mnie ;)
OdpowiedzUsuńno to też życzę, aby poszło w cycki ;)
OdpowiedzUsuńDzięki wielkie :D
OdpowiedzUsuńNa szczęście po świętach nie widzę na sobie dodatkowych kilogramów, w postaci fałdek brzuszkowych, więc albo rzeczywiście poszło w górę, albo mam problemy ze wzrokiem, hi hi. ;) Albo zdążyłam już zrzucić, bo jak zwykle mam zapieprz w pracy.
Pozdrawiam