Przejdź do głównej zawartości

Zadanie domowe

Piątek, późne popołudnie, rozpakowuję Młodej plecaczek, a tam w środku karteczka z prośbą wychowawczyni Matyldy o przygotowanie przez weekend dla Młodej stroju pszczółki, gdyż niezbędny jest na najbliższy poniedziałek. Wymagania wyszczególnione - że czółki, że skrzydełka, że żółta koszulka i czarne gaciorki. Szał. Się poczułam jak w szkole, kiedy trzeba było odrabiać zadania domowe. Tylko teraz tym bardziej czułam presję, bo to dla Młodej i pewnie się będzie czuła rozczarowana, jak jej tego kostiumu nie przygotujemy. Żeby było trudniej, uparłam się, że nie będę kupować gotowca.


No dobra, ochłonęłam, z Lubym obgadaliśmy co z czego zrobić i od kogo pożyczyć, bo na przykład koszulkę żółtą Młoda ma, i owszem - z zieloną papugą na klacie. Chyba nie bardzo pasuje do stroju pszczółki. A o czarnych spodniach jakoś nigdy nie pomyślałam, zawsze coś w kolorze, więc też był problem. Na szczęście kuzyn Młodej dysponował potrzebną garderobą, nie szkodzi, że spodnie za długie - się podwinie.


Telefonicznie wszystko ze szwagierką ustalone, że ubranka pożyczy, z Lubym plan działania opracowany, więc na spokojnie w sobotę pojechaliśmy sobie w Dzicz, żeby się grillowanego mięcha nażreć. I tak sobie siedzę na słoneczku, rodzicielce własnej relacjonuję wymagające zadanie domowe dla rodziców, na co rodzicielka pyta się, czy wiemy, że jutro Zielone Świątki i sklepy pozamykane, więc jak coś chcemy nabyć do tworzenia kostiumu, to jutro nie bardzo. Zdusiłam przekleństwo, zerwałam tyłek z krzesła, wydałam rozkazy co do przyspieszenia tempa żucia mięcha i zorganizowałam zbiórkę w samochodzie. W wielofunkcyjnym sklepie, co Makłowicz tam ziemniaki z różnych stron świata przywozi ;), przed godziną ósmą wieczorem, nabyliśmy rolkę bibuły białej i rolkę żółtej, bo nie mogliśmy się zdecydować, którym kolorem obklejać kartonowe skrzydła, zestaw 240 kolorowych słomek do napojów - żeby zrobić "stojaki" do czułek, opaskę do włosów z kwiatkiem przypominającym rumianek - żeby do czegoś te "stojaki" do czułek przyczepić oraz dwa soki dwulitrowe, bo były w promocji, a z kostiumem miały tyle wspólnego, że w trakcie jego tworzenia były pite.


Ostatecznie, po wielu zmianach koncepcji kostium i rekwizyty zostały stworzone.


Żółte słomki przyszyte do opaski do włosów, a na nie nabite żółte plastikowe jajeczka z Jajek Niespodzianek. Czułki na głowie się fajnie gibały. Skrzydła wycięte z kawałka plastikowej siatki - nie mam pojęcia co to było i do czego służyło - znalazłam to w szafie i bardzo się ucieszyłam. Skrzydełka wzmocnione drewnianym patykiem po lodach, na które Młoda namówiła tatusia, a mocowanie zrobione z bandaża. Koncepcja skrzydeł z kartonu upadła, gdy tylko znalazłam siatkę i nawet lepiej, bo mógłby być problem z szelkami. Ja już kiedyś wspominałam, że pomysły to my mamy, gorzej z jakością wykonania, więc proszę z dystansem spoglądać na zdjęcie obok :D Ale nawet mi się wydaje, że nie wyszło źle.


Kostium ma być wykorzystany na obchody dnia mamy i taty w najbliższy poniedziałek i zastanawia mnie skąd ta koncepcja pszczółkowa.


W każdym razie pracę domową odrobiliśmy, pomimo początkowej paniki i niespodziewanego święta kościelnego po drodze. No i zostało nam 238 kolorowych słomek - chyba dokupię lemoniadę w ilościach hurtowych i zrobię garden-party :D


P.S. Młodej się kostium bardzo spodobał, długo kontemplowała swój wygląd przed lustrem. Zwłaszcza dyndylające czułki ją zafascynowały. Widzę podobieństwo zachowań do matki. :D

Komentarze

  1. Jestem jak zawsze pełna podziwu, zachwycona i oszołomiona zarazem :)
    Aby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  2. koleżanka ostatnio przyszła z wiadomością, że Córka musi być kangurkiem...:)
    ale ostatecznie się udało:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohhhh... wyzwanie... ale nawet mam pomysł na kangurka :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic