Ktoś wczoraj odszedł. Ktoś, kogo nie znałam, ale bliski dla moich znajomych. Ktoś, kto zostawił żonę i dwójkę dzieci. Ten ktoś odszedł nagle, niespodziewanie. Wyszedł z domu do pracy i już nie wrócił...
Myślę o tym od rana i nie mogę przestać. Wiem, że codziennie ktoś odchodzi, ale zatrzymujemy się przy zdarzeniu dopiero, gdy dotyczy to kogoś bliskiego lub znajomego. A ja od dłuższego czasu mam już myśli skłębione i czarne i pełne obaw, bo każda z najbliższych mi osób może nagle zniknąć i nie będę mogła nic na to poradzić. Nie wiem dlaczego, ale nie umiem przestać o tym myśleć. Gdzieś mi siedzi w podświadomości wredny chochlik i nie chce sobie pójść.
Codziennie rano cmokam Mojego Męża, zawsze przed każdym wyjściem z domu któregoś z nas dajemy sobie buziaki, zawsze przy wyjeździe samochodem, całuję Młodą i mówię jej jak bardzo ją kocham. Taka nasza tradycja.
Bo może już nigdy nie być okazji.
Pamiętajcie o tym.
Codziennie dojeżdżam do pracy do Rzeszowa, za każdym razem kiedy stoję w korku spowodowanym przez kolejny wypadek, nachodzi mnie dokładnie taka sama refleksja. Jak kruche jest nasze życie, jak niewiele trzeba aby je stracić. Dlatego robię zawsze to samo co ty, często mówię to co czuję do moich najbliższych, życie jest za krótkie żeby tracić czas na fochy.
OdpowiedzUsuń