Przejdź do głównej zawartości

Siedemnaście kilogramów szczęścia

Ostatnie dwa tygodnie były dosyć intensywne. Dziadkowie postanowili jechać na wieś i zabrali ze sobą Młodą oraz jej kuzyna. Sami tak wymyślili, chociaż się nasłuchałam narzekań teściowej, jakie to będzie męczące.... Teściowa - człowiek, który musi ponarzekać i pomarudzić, inaczej dzień stracony. Moja teściowa, nie wiem jak inne. Generalnie żyjemy ze sobą pozytywnie, ale to narzekanie......... biorę głęboki wdech i staram się ignorować.


Nic to. Dziecię zostało zawiezione na miejsce, zadowolone, że pojechało na wakacje, przez okres dwóch tygodni nawet za bardzo nie chciało z nami rozmawiać przez telefon, znaczy, że się podobało. Za to my z Lubym założyliśmy sobie plan remontowo-sprzatający i nawet go zrealizowaliśmy, chociaż intensyfikacja działań nastąpiła dopiero od zeszłej środy. Ale daliśmy radę, nowe meble w domu są, pół tony śmiecia oraz różnych niepotrzebnych rzeczy (przyjęliśmy zasadę, że jak nie zaglądaliśmy do tego od roku - znaczy niepotrzebne - znaczy wyrzucamy) zostało wyniesione na śmietnik, proporcjonalnego odzysku miejsca nie zauważyłam, ale jednak trochę nam mieszkanie przejaśniało. W związku z powyższym padamy na ryjek....


Jakby mi ktoś powiedział jeszcze w piątek wieczorem, że Matyldę przetrzyma na tych wakacjach jeszcze tydzień, to pewnie bym nie protestowała. Już tęskniłam, ale jednak miło było przez dwa tygodnie robić co się chce w porach, których się chce, a także odespać i mieć trochę ciszy w domu. Ale w sobotę od rana mnie nosiło. Już się nastawiłam, że jadę po Młodą, biegałam jak z pieprzem, a jak siadłam za kółkiem, to się musiałam sama hamować, bo prędkość przekraczałam notorycznie. Niosło mnie do dziecka. Taka Matka stęskniona się we mnie obudziła i nie chciała zasnąć. Byłam nastawiona na Matyldę dziś, teraz, natychmiast.


No i wpadam na tą wieś, bramę otwieram, samochód na podwórko wstawiam, bramę zamykam i słyszę nagle ryk: MAMA!!!!! Oraz tupot małych nóżek... i zawisło mi na szyi siedemnaście opalonych na brązowo, kilogramów szczęścia i nie chciało puścić, a mnie dopiero po dwudziestu minutach bolące plecy zaczęły przypominać, że jednak co nieco jestem zmęczona remontem. I nic nie znaczyły standardowe komentarze rodziny, co do godziny mojego przyjazdu, jak również pomysłu wracania do domu tego samego dnia, a także stanu zmęczenia teściowej i sugestie, że moja mama powinna wziąć teraz urlop i zająć się Matyldą, skoro teściowa robiła to przez dwa tygodnie (nie będę teraz tłumaczyć, czemu jest to niewykonalne, o czym rodzina cała dobrze wie, tylko trzeba przykręcić mi śrubkę), ehhh........ Nie komentowałam, nie reagowałam, odpowiadałam półgębkiem i zdawkowo, tuliłam dziecko i nic nie było ważne....


Kurczę, te instynkty... jakby mi ktoś powiedział pięć lat temu, że tak będzie, to bym pewnie się dziwiła.


Ale Młoda zadowolona z wakacji z dziadkami, a najbardziej zadowolona, że jeszcze na wakacje pojedzie, tym razem z nami, nad morze, turnus rehabilitacyjny, z klubu emeryta, nie pytajcie, jak..... Ale jedziemy. We wrześniu będziemy wdychać jod, w związku z tym planuję być zdrowa przez całą zimę ;)

Komentarze

  1. wyszłam ostatnio z moją Roczniaczką (no 15 miesięcy) od lekarza który Ją zważył i mówię do Niej "ty moje dwanaście kila szczęścia"
    te mamy chyba tak mają:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo, Mamy czują każdy kolejny kilogram swoich dzieci we własnych krzyżach, ramionach i karku, a także pewnie w kilku innych częściach ciała. Ale jak tu nie przytulać i nie brać na łapki, skoro się tak słodko pcha? ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic