Przejdź do głównej zawartości

Czy ta dziewczynka ma misia?


To jest dziewczynka, o której ostatnio mówi cały świat. Ta, którą znaleziono w obozie Romów, ta która nie wygląda, jakby pochodziła z ich rodziny. Ta, przez której minkę przemawia ogromny smutek i przerażenie. Patrzę na to zdjęcie i zastanawiam się, co ta mała dziewczynka teraz przechodzi, co myśli, co czuje.


Prawdopodobnie została przez Romów porwana, tak podają media. A może ją znaleźli, a może ktoś ją podrzucił, a może ktoś się chciał jej pozbyć po urodzeniu? Z pewnością przeżyła kiedyś traumę, ciężkie chwile, które małemu dziecku potrafią zmienić obraz świata na całe życie. A teraz przeżywa drugą, bo została nagle wyrwana ze swojego świata, ze swojego środowiska. Ma wokół samych obcych, nieznanych sobie ludzi, których pewnie w większości nie rozumie.


Nikt nie mówi, co ta dziewczynka czuje, jak wyglądało jej życie w romskim obozie. Same spekulacje, że pewnie było tak, albo tak. Czarny obraz. A ja bym chciała wiedzieć, czy z tą dziewczynką ktoś porozmawiał, czy ktoś ją otoczył opieką i wsparciem, czy ktoś ją przytulił? Czy ktoś poza przesłuchiwaniem jej, po prostu jej pomógł?


Po wielu ostatnich wydarzeniach związanych z dziećmi, rodzicami, opieką społeczną i urzędnikami oraz ogólną bezdusznością społeczeństwa (nie piszę o Polakach, tylko o ludziach globalnie) mam takie obawy. Bo w tym całym szumie medialnym i opowieściach kto, co, skąd i dlaczego ta mała dziewczynka gdzieś ginie. Ja nie chcę słuchać oskarżeń policji, wyszczególniania zdarzeń, które mogły mieć miejsce, historii, które mogły się zdarzyć, tłumaczeń Romów, że na pewno nie było tak, jak się spekuluje. Ja chciałabym wiedzieć, czy ta dziewczynka czuje się bezpieczna, czy ma misia, do którego może się przytulić, poduszkę, w którą może się wypłakać, czy ktoś zapewnił jej rzeczy, które powodują, że się śmieje, czy jest ktoś, kto zdobył jej zaufanie i otoczył opieką.


Takie mam po prostu wrażenie, że w całej tej historii i w potoku bełkotliwych informacji, ta dziewczynka okazała się być najmniej ważna. A je życie, jej dobro i jej bezpieczeństwo to przecież priorytet.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic