Jadę sobie bladym i zamglonym świtem i nagle po prawej widzę deadryczne (tak się to pisało?) konstrukcje owite tajemniczą mgłą. Klimat był taki, że zaczęłam sprawdzać, czy mój samochód nie zamienił się przypadkiem w rumaka i czy Młoda w foteliku nadal jest na swoim miejscu i czy ja przypadkiem nie dzierżę łuku w dłoni.... ;) Młoda była, robiła wielkie ŁAAAAŁ...
Matyldę ulokowałam w przedszkolu i prawie łamiąc sobie nogi (oczywiście metaforycznie, bo jechałam samochodem) wróciłam na miejsce starożytnych ruin i uczyniłam powyższe zdjęcie, za którego jakość ogromnie przepraszam, mnie też od niej zęby bolą zwłaszcza, że nie oddaje klimatu. Liczę na Waszą wyobraźnię :D.
Najwyższy czas przekonać się jednak do smartfonów, bo przynajmniej zdjęcia robią niezłe, a nie zawsze mam pod ręką aparat.
Komentarze
Prześlij komentarz