Parę dni temu Joanna Chmielewska, wczoraj Edmund Niziurski. Tak mi smutno jakoś. To są ludzie, których książki wręcz połykałam żarłocznie i zachłannie. A czytając je miałam wrażenie, że autor jest mi w jakiś sposób osobą bliską. Ja wiem, że śmierć to naturalna kolej rzeczy, ale jakaś taka jestem dziś pochlipująca. Małgorzata Musierowicz jeszcze żyje chyba? W każdym razie dużo zdrowia jej życzę.
Tak się zastanawiam, jakie książki będę podsuwać Młodej, jak będzie trochę starsza. Szklarski, Nienacki, Bahdaj.... a może Douglas Adams, albo Terry Pratchett? Widząc jej stopień pofyrtania? Może, może? Ciekawe, czy jej się spodobają, czy też wchłoną ją w świat, który opisują? Ciekawe, czy ona da się wciągnąć... Nie będę zła, jeśli tak się nie stanie. Każdy wiek i każde pokolenia ma swoich własnych idoli. Po prostu jestem ciekawa. Na razie z "klasyki" przerobiłyśmy Kubusia Puchatka i Małego Księcia.
Komentarze
Prześlij komentarz