Przejdź do głównej zawartości

Czasami zdarza się...

Czasami zdarza się, że przeczytam książkę albo zobaczę film i mam ciary. Takie wielkie ciary przez całe plecy. I wtedy jestem wdzięczna twórcy/twórcom, że stworzyli coś, co mnie poruszyło. Lubię takie ciary, baaardzo lubię.


A dzisiaj usłyszałam w radiu piosenkę z drugiej części Hobbita. I wcale nie jechałam do pracy. Po prostu sobie płynęłam...


http://www.youtube.com/watch?v=2fngvQS_PmQ


Chyba najwyższy czas przymierzyć się do Hobbita. Tylko jakoś tak po pierwszym filmie odrobinkę się zniechęciłam. Bo jak już była akcja, to owszem, nakręcona z rozmachem, ale trwała tyko parę minut. A przez pozostały czas, bohaterowie szli i szli i szli. Bardzo ładnie szli, widoki były przepiękne. Operator świetny, wielkie gratulacje. Ale oni więcej szli niż we Władcy Pierścieni. A Hobbit to przecież była mała książeczka...


Ale ponieważ jestem zatwardziałym filmożercą, to warto w końcu zobaczyć. Piosenka na pewno mnie zachęciła.


P.S. Wiem, że piosenka nie wszystkim się spodoba, każdy ma swój gust więc nikogo na siłę nie namawiam. Ale Okazało się, że w moim przypadku ciar nie ma, gdy oglądam teledysk z filmu. Jakoś mi chyba nie współgra. Więc dla chcących odczuwać ciary, polecam zamknięcie oczu...

Komentarze

  1. Proszę bardzo. Życzę powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Film trochę różni się od książki, ale jak dla mnie warto obejrzeć bo jest bardzo ciekawy. Dla mających czas polecam również książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka jest świetna. Filmy niestety za bardzo rozciągnięte, jak dla mnie, ale od strony estetycznej warte obejrzenia.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic