Przejdź do głównej zawartości

Matka Bestii ma czasem ciężko - z Bestią odc. 9

Bestia jest wymagająca. Nie żeby jakoś nadmiernie wchodziła rodzicom na głowę, bo generalnie nie mogę narzekać na jakość dziecka :D, ale jednak jest dzieckiem. Bestia więc próbuje różnych sposobów na starsze pokolenie od łopotu rzęs, poprzez szantaż ("jak nie pozwolisz mi założyć dzisiaj trampek, to nie będę Cię lubić!", ewentualnie "jak mi nie zrobisz jajecznicy, to powiem babci!" uuuuuu, no ta druga groźba wstrząsa mną do głębi), aż nawet do histerycznego płaczu z prawdziwymi łzami i otwieraniem co jakiś czas jednego oka, żeby sprawdzić, czy pokaz wywołuje w nas jakąś reakcję. Ten ostatni sposób użyty został na szczęście do tej pory jedynie kilka razy. Na szczęście głównie dla Młodej, bo zauważyła, że sposób nie przynosi w ogóle zamierzonego efektu, a nawet pogarsza sytuację. Więc stosuje go rzadko, chyba jedynie w przypływie poczucia beznadziei, bo inne sposoby zupełnie nie działają...


Matka Bestii jest taką sobie zwykłą matką, co to do pracy leci co rano z włosem rozwianym i ozorem wystawionym, co to i ugotuje i dom opatrzy z grubsza i dziecię swe nad wyraz uwielbia, przy czym dzieci w sensie globalnym już niekoniecznie. Dla własnego potomka jednak gotowa jest nieba uchylić, na rzęsach stanąć i z gardła sobie wyjąć... Oczywiście Matka Bestii stara się także dbać o równowagę psychiczną Bestii i żeby Bestia nie czuła się zaskoczona, jak już stanie się dorosłą Bestią, że życie jest brutal i full of zasadzkas, Matka rzuca Bestię na głęboką wodę i czeka aż Bestia poradzi sobie sama. Matka co prawda ma trwogę w sercu, ale Bestia daje radę, twarda jest. A Matka jest dumna. Równowaga zachowana.


Są jednak takie dni, w których Matka Bestii absolutnie nie czuje się jak Matka, ani jak kobieta, ani nawet jak człowiek. Jest po prostu zmęczonym, nic nie wartym kłaczkiem, pyłkiem, którym należy się zaopiekować, przytulić, wesprzeć. Niestety, zdarza się też, że Bestia czasami tego nie czuje.


Więc są sytuacje, w których Matka Bestii chciałaby pobyć sama chociaż na 5 minut, więc zamyka się w łazience, bo to jedyne pomieszczenie z drzwiami w naszym mieszkaniu (poza drzwiami wejściowymi, ale na korytarzy w bloku, ciężko jednak o intymność emocjonalną). Bestia jednak właśnie nie czuje, że powinna zostawić Matkę, ona pragnie z nią przebywać, a nawet przytulić, w trakcie przytulania wsadzić na przykład palec w oko. Akurat nie takich pieszczot Matka potrzebuje.


Albo kupujemy lody, bo Bestia pragnie, szarpiemy się na lody dla każdego, dla Matki jedna malutka gałeczka (bo drogie, a zjawisko posiadania pieniędzy na koncie pod koniec miesiąca jest zjawiskiem egzotycznym). Ta jedna gałeczka w ulubionym matczynym smaku odrobinkę poprawia humor Matki (nawet dobrze, bo nie wypada ryczeć jak bóbr w galerii handlowej). Jednak Bestia stwierdza nagle, że jej dwie wielgachne gałki o smakach, które sama wybrała wcale jej nie smakują. Ona chce loda Matki. Matka stawia opór, bo na co dzień to oczywiście - z gardła sobie wypluję, żeby dziecku dać, ale akurat dzisiaj nie jest codzień. Więc się szarpie Bestia z Matką o tą cholerną jedną gałeczkę. Ludzie się patrzą na mnie z potępieniem, nie znając całej sytuacji, stając oczywiście w obronie Bestii. Bestia w końcu wygrywa, Matka odpuszcza, połyka łzy rozpaczy, ale wewnętrznie to ryczy straszliwie nad okrutnym losem, co zamiast współczującego dziecka, dał jej lodożarłoczną Bestię. Mąż trochę powspółczuł, oddał Matce swoją resztę lodów, ale jednak nie były to ulubione smaki Matki...


Albo rano trzeba wstawać, niestety skoro świt. Matka się zrywa siłą woli, nie wiem jakim cudem nie wydłubuje sobie oka szczoteczką do zębów. Poziom zaspania i zmęczenia o godzinie szóstej rano jest niewyobrażalnie wysoki. Brak skali w ogóle. Matka jednak stara się dobrze nastawić, zaraz przecież obudzi swoją kochaną córeczkę, bez sensu się źle nastawiać... Zdarza się jednak, że Matka budzi Bestię, niestety. Bestia odmawia współpracy przy wstawaniu, prosi o jeszcze parę minutek, przykrywa głowę kołdrą, narzeka, że jestem niedobrą Matką i że poskarży się babci, a jak w końcu łaskawie dociera do niej, że jej marudzenia wystarczająco ją rozbudziły, to na przykład stwierdza, że jest małym dzidziusiem, a małe dzidziusie same nie chodzą, same nie myją zębów, same nie siadają na kibelku, same się nie ubierają... A co robią? Głównie wiszą na Matce, jojczą do ucha, ewentualnie machają rękami, usiłując znowu wydłubać Matce prawe oko (na lewe jestem ślepa, więc nie byłoby takiej szkody, ale jak mi wydłubie prawe, to będą fryty).


Bywa, że zabawa w dzidziusia o szóstej rano, zwłaszcza w piątek to nie jest coś, co Matka może łatwo przyjąć na klatę...


Na co dzień Bestia jest względnie grzeczna i nie robi scen o  byle co, a słowa "proszę", "przepraszam" i "dziękuję" przechodzą jej przez gardło bez problemu i nie powodują odruchu wymiotnego. Na co dzień, jak nawet z Bestii wyjdzie Bestia, Matka znosi takie rzeczy zupełnie lajtowo, cierpliwie i bez emocjonowania się (nooo, może czasem się troszeczkę poemocjonuję werbalnie i szybciutko mi przechodzi :D). Ale jak już pisałam wcześniej, są dni, które nie są codzieniem.


W takich to chwilach słabości, Matka obmyśla zemstę słodką i niestety długoterminową. Ale piękną...


Matka poczeka, aż Bestia stanie się rozemocjonowaną nastolatką i wtedy:


Opcja pierwsza - Matka odwozić będzie Bestię do szkoły, w godzinach, gdy zbierze się tam większość jej znajomych, po czym żegnać ją będzie bardzo emocjonalnie, wylewnie, z mnóstwem uścisków, przytulania, deklaracji miłości itp. Dla nastolatki to konkretny obciach.


Opcja druga - Matka przydybie znajomych Bestii, którzy przyjdą w odwiedziny i wciśnie im do oglądania stary album rodzinny, w którym będą starannie wyselekcjonowane zdjęcia Bestii - na nocniku, jako golutki dzidziuś w kąpieli, w ogrodowym baseniku, w kretyńskiej fryzurce (jak akurat włoski rosły), albo z głupkowatą miną. Coś się znajdzie.


Opcja trzecia - Matka każe Bestii kupować papier toaletowy w dużych opakowaniach, w sklepie na drugim końcu osiedla. Opakowania będą musiały być tak duże, żeby nie mieściły się do żadnej torby, coby Bestia musiała je targać pod pachą, czyli w widocznym miejscu. A to zwiększy prawdopodobieństwo, że zobaczy ją ktoś znajomy, a wiadomo - papier toaletowy do szczyt obciachu dla nastolatek. Bo oczywiście nastolatki go nie używają....


Buahahahahaha! Taki mam evil plan i już zacieram ręce.


Na razie tylko trzy opcje przyszły mi do głowy, ale mam jeszcze kilka lat kombinowania przed sobą. Coś wymyślę. A Bestia niech się ma na baczności, bo nie zna dnia ani godziny, w której dopełni się zemsta Matki!


P.S. Wpis pisany w osobie trzeciej, bo się dystansuję od opcji bycia złą Matką :D

Komentarze

  1. zemsta dobra...:))) ale im więcej potu na ćwiczeniach tym mniej krwi w boju, a to znaczy że jak nauczysz małego człowieka tak (mam nadzieję)duży człowiek będzie miał...:)
    i nie ma zabierania ulubionego loda mamusi... jestem zdecydowanie przeciw... brać loda i w nogi... niech babcia lub tatuś odda jej swoje... matka też człowiek, a nie służebnica... mała będzie w przyszłości szanować, a nie tylko żądać. Powodzenia...

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny wpis :) Marzy mi się taka mała Bestia aby móc z nią walczyć o loda. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Agata Joanna Szymońska27 marca 2014 11:06

    Urocze! Te lody w gronie rodzinnym... i te fotki:)
    skąd ja to znam?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahaha, oj usmialam sie. Tez mam taka bestie :D malą i dużą. Plan pierwszy w stosunku do starszej sie nie powiódł, bo moja Starsza Bestia zrobila z tego przedstawienie i zaczela ryczec, ze musi do szkoly z daleka od mamy itd. Wiec trzeba bylo brac nogi za pas i uciekac. Ale za wystep artystyczny ma u mnie 5 :D Mala Bestia jescze tak nie potrtafi ale uczy sie od starszej :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz bardzo fajny styl pisania. Nie skomentuje samej historii, bo na dzieci jestem za młoda, więc ani na współczucie się nie zdobędę, ani doświadczeniem nie podzielę.
    Ale... taka figlarna literówka wpadła w pierwszym akapicie: "gównie dla Młodej". Jak to brzmi! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny wpis:)ja jestem na etapie takiej 4 bestii i stwierdzam że kolejna jest gorsza od poprzedniej. Między najstarszą bestią a najmłodszą jest 15 lat różnicy wyobrazcie sobie jak jest szkolona przez te starsze, szkoda gadać i mimo mojego młodego wieku(przynajmniej ja tak uważam 33lata:))jestem wykończona:)

    OdpowiedzUsuń
  7. nie czytalam ale wiem ze konsekwenscja w wychowaniu to koniecznosc i juz,
    jak marudzisz w sklepie -- wychodzimy, jak nie chcesz jesc -- nie ma obiadu, jak krzyczysz bez potrzeby --zero reakcji, itd , bez nerwow, bez krzykow, jak mnie bijesz nie ma zabawy,
    konsekwencja, jasne zasady, cierpilowosc, dobra zabawa, i obracanie wielu sytuacji w zart-- i dziecko jest ok, my spokojni --bez napiec i sytuacji wybuchowych

    OdpowiedzUsuń
  8. No to sie usmialam :) ja mam dwoch smykow jeden 3,5 latek drugi 15 miesiecy i obaj od malenkiego sie dra w nocy i wstaja przed 6! Juz im milion razy obiecalam, ze poczekam az pojda do szkoly i bedzie trzeba rano wstac a ja z satysfakcja i usmiechem na ustach bede budzic i nie pozwole zostac w lozkach nawet minutki - ot taka wredna bede :) a z lodami mam lajcik bo starszy nie lubi a mlodszy przyjmuje wszystko jak leci :) pozdrawiam i Bestie i jej Mamusie

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    ja też jestem za konsekwencją, tyle że matka nie robot i nie zawsze uda się zareagować tak, jakby szanowna konsekwencja sobie tego życzyła.
    Mam dwóch łobuziaków w domu, to wiem to i owo. I chciałabym bardzo reagować zawsze tak jak trzeba, ale jestem tylko człowiekiem...
    Pozdrawiam,
    dylematywrednejbaby.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. No ja też się uśmiałam... Do łez prawie:) Moje poczwary też nieźle dają mi czasem do wiwatu. Tak to z dzieciakami bywa.
    Ja sobie obmyśliłam inny plan. Jak będą już mieli swoje rodziny to się z mężem będziemy im do łóżek wciskać i rano z wrzaskiem do pokoju wpadać i poduchami okładać. A co:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobry pomysł. Zapiszę go sobie :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Ja też jestem za konsekwencją i ustalaniem pewnych zasad i granic - nie mylić z musztrą, wszystko w rozsądnym zakresie - dziecko to w końcu też człowiek. Ale Ruda ma rację. Nie jesteśmy robotami, które zawsze zareagują w ten sam sposób. Moja cierpliwością jestem w stanie przez miesiąc temperować swoje dziecko, ale w końcu przychodzi dzień, kiedy wszystko mnie przerasta. I nawet nie chodzi o to, że Młoda jest niegrzeczna, tylko, że ja nie mam siły. Takie życie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Uff, respekt... Obawiam się, że nie ogarnęłabym czwórki ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ohhhh, wredny plan kobieto. Tak dzieci z łóżka wyszarpywać... To będzie bolało :)
    Pozdrawiam wzajemnie

    OdpowiedzUsuń
  15. Upsss, literówka poprawiona. Dzięki za wprawne oko.

    OdpowiedzUsuń
  16. Z Bestią walka jest codziennością, bo ma niestety trudny charakter. Ale uwielbiam też obserwować, jak co dzień się zmienia i z małego człowieczka rośnie naprawdę mądry mały człowieczek. A że czasami wredota? No cóż - mamusia i tatuś też do łatwych charakterów nie należą ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. My bardzo lubimy robić coś razem, nawet jeśli to tylko jedzenie lodów i wymienianie się smakami. Ale akurat wtedy nie byłam w matczynej formie i egoistycznie chciałam zeżreć moje lody sama. No cóż - przy dziecku na egoizm rzadko można sobie pozwolić

    OdpowiedzUsuń
  18. Na szczęście opisana historia nie jest codziennością – ja na ogół jestem w formie, Młoda – chociaż jako Bestia potrafi zaleźć za skórę – na ogół ma w sobie jakieś tam pokłady empatii. Po prostu są takie dni, gdy Matka Bestii ma ciężej niż zazwyczaj :D Ale zwyczajne zazwyczaj jestem w stanie przyjąć na klatę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Mała Bestia się od starszej bardzo szybko nauczy :D
    Gorzej, jak razem zaczną wspólne bestiowanie przeciwko mamie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic