Nie było mnie przez dni parę. Spakowałam rodzinę, wsiadłam w samolot i odleciałam w siną dal... Biorąc pod uwagę wyspiarską pogodę, to rzeczywiście dal była sina :)
Ale nie było mnie tylko tydzień. Zaledwie siedem króciutkich dni. To jednak wystarczyło by wszechświat zagiął się w pół i powstała nowa rasa okropnego i fatalnego badziewia. Oczywiście, to tylko moje zdanie, inni mogą się nie zgodzić. Nie widzę przeszkód. Ale biorąc pod uwagę, że to mój blog - mam ochotę się w temacie wypowiedzieć. Bo serce me krwawi po okropnym obrazie, który ujrzałam pół godziny po przybyciu do kraju...
Na bilboardzie przy drodze jeden z marketów reklamował glanokalosze. W kolorze różowawym. Z kwiatkami.
Wiecie, jakie słowo ciśnie mi się na usta?
Ręce mi opadły, a dusza cichuteńko zakwiliła. To taki moment, gdy zdaję sobie sprawę, że życie w naszej rzeczywistości bywa bolesne.
P.S. Kto wie, skąd pochodzi cytat w tytule posta, ten fajny człowiek. Ot tak :)
Komentarze
Prześlij komentarz