Takim to hasłem kiedyś zabiłam moja rodzinę, gdy miałam lat kilka. Rodzina tarzała się ze śmiechu i hasło przylgnęło do mnie na stałe. Zresztą upodobania kulinarne w tym zakresie nie zmieniły mi się zbytnio. Nadal, jak dać mi do wyboru deser, a danie główne, wezmę danie główne. Co nie wyklucza, że jak mam ochotę, to potrafię wchłonąć całą tabliczkę czekolady.
Podobne zapędy widzę u Matyldy. Słodycze owszem są mniam, mniam i pychotka ale kotlecikiem też nie pogardzi :D
Wczoraj zjadaliśmy z Lubym obiadokolację (zawartość talerza wskazywała na obiad, późna pora na kolację). Młoda właśnie oglądała bajkę na dobranoc, ale akurat przypomniało jej się jakieś zdarzenie z przedszkola, więc odwróciła się do nas i toczy i szczebiocze, wypluwa słowa z prędkością karabinu maszynowego, aż nagle dotarło do niej co widzi - swoich starych przy stole, z widelcami w ręku, nad talerzami... znaczy się jedzą... Proces myślowy Młodej przeskoczył na inne tory, bo opowieść przedszkolna zwolniła nieco, by nagle w ogóle zostać przerwana.
- A czy wy macie mięsko? - pytanie Matyldy było konkretne. - Tak, mamy mięsko - odpowiedzieliśmy zgodnie z prawdą. Oczy Młodej zrobiły się wielkie jak spodki i zajmowały pół twarzy. - A czy ja też mogę dostać? - pisknęła niepewnie. - No, oczywiście - odparłam nabijając jej na widelec kawałek kurczaczka. Drugie pół twarzy zajął promienny uśmiech i Młoda radośnie przytuptała do stolika z rozdziawioną buzią, pożarła nabity na widelec kawałek mięska i zrobiła "omniomniomniom" paszczowo, klepiąc się jednocześnie po brzuszku. Znaczy się - smakowało :D Po mięsku należało także skosztować ziemniaczków oraz mizerii, czy aby nie zepsuta... Moje delikatne, malutkie, zgrabniutkie Dziecię zeżarło Lubemu jakąś jedną trzecią obiadu.
Dla ścisłości dodam, że był to jej trzeci obiad tego dnia: jeden w przedszkolu, drugi u dziadków, no i ten trzeci w domu. Chyba rośnie....
A czekoladki nie chciała...
Piękne imię - Matylda :) Pozazdrościć apetytu, nie wszystkie dzieciaki tyle potrafią wszamać :)No i znak, że zdrowo rośnie :)
OdpowiedzUsuńNa szczęście z jedzeniem Matylda nie ma problemów - chyba po rodzicach :D Oczywiście są dni, kiedy nie ma ochoty jeść i nic jej nie smakuje, ale jak ma okres, że rośnie, to jakby lubiła drewno, to by chyba swoje meble zjadła. Się czasem zastanawiam, gdzie się to mieści w takim małym człowieczku?
OdpowiedzUsuńŻe sparafrazuję pewnego znanego pisarza: hodowla młodych wymaga dużych ilości paszy. :)
OdpowiedzUsuńA co do mięska, moja mama od lat powtarza, że "ze wszystkich czekolad najlepszy jest karczuś".
Pozdrawiam!