Przejdź do głównej zawartości

Bestia tworzy słowa - odcinek 11

Moje Dziecko, odkąd zaczęło mówić, to buzia jej się nie zamyka. Nawet w nocy - mówi przez sen.


A im więcej mówi, tym więcej słów poznaje, tym więcej słów odmienia, tym więcej słów tworzy... To podobno oznaka inteligencji dziecka, gdy próbuje odmienić jakiś nieznany dotąd wyraz według znanych sobie zasad :D Ale z tego, co zauważyłam wśród dzieci wokół mnie (dzieci znajomych, dzieci podwórkowych, albo dzieci z przedszkola Młodej), to wszystkie odmieniają słowa w cały świat, więc pewnie wszystkie takie nad wyraz inteligentne :D


Już kiedyś pisałam, o historii z autobusem: Mysza, powiedz autobus! Abutus - brzmiała odpowiedź. A powiedz: auto. Auto. A powiedz bus. Bus. No to powiedz razem autobus. Abutus. Twardo stała przy swoim, ale nawet nie wiem, kiedy zaczęła mówić prawidłowo.


Teraz Dusiak wie, że psy szczekają, kiedyś hauhały, albo hałały.


W niedzielę Młoda zdobyła się na samokrytykę: Mamo, jestem taka pospieszliwa! Co było połączeniem niecierpliwej, z tym, że się spieszy.


Niedaleko naszego placu zabaw jest szkoła muzyczna, z której często dochodzą dźwięki różnych instrumentów. Czasami miłe dla ucha, czasami mniej, ale ważne, że się uczą. Młoda bujając się na huśtawce, zaczęła machać rękami w rytm muzyki i nagle mówi: Mamo, a kto tak ładnie melodiuje?


Wczoraj za to, usłyszałam że jestem szczempatowana. Jaka jestem? No właśnie taka! - wyjaśniło Dziecko i nie chciało więcej tłumaczyć. Sama nie wiem, czy być dumna, czy się obrazić, bo sytuacja ogólna nie wskazywała na nic. Hmmmm, jak ktoś był kiedyś szczempatowany, to może mi łaskawe wyjaśni...Z góry dziękuję.


Tak właściwie, to Młodą rozumiem. Sama uparcie twierdzę, że ktoś pęknął balonik, a Męża co rano pytam przez telefon, czy jest już wstanięty?


No bo czasami brak słów na to, co chcemy powiedzieć, albo te które istnieją tworzą zbyt długie zdania... A my chcemy powiedzieć coś szybko. W zasadzie to jestem jak najbardziej za poprawnością językową i nie lubię jak ktoś nasz język kaleczy. Jeden chłopak kiedyś na czymś, powiedzmy, że randce, (w poprzedniej epoce lodowcowej) chciał być romantyczny i rzucił mi jakieś hasło o "wiaterze". Nie pamiętam jakie, ale mi ten wiater do dzisiaj w uszach dzwoni. Wtedy chyba uciekłam...


Ale myślę, że miło czasem tworzyć jakieś nowe, sympatyczne słowa. Melodiowanie bardzo mi się podoba. Wasze dzieciaki, rodzina, znajomi na pewno są kreatywni. Podrzućcie coś, na dobry humor :)

Komentarze

  1. Dzieciaki słodko wymyślają i odmieniają słowa, na przykład moja dwuletnia kuzyneczka jest na etapie "Wujuuu" "Ciociooo" "Sandrooo", z zaznaczeniem wyraźnie końcówki, gdy kogoś woła :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym Autobusem było tak jak u mojej siostry. Było powiedz moja - Iwona, Iwona, zawołaj Iwonę. Ihona. A u mnie nie była herbata tylko fajata, za to dzwony nie dzwoniły tylko bimbambowały. Kochana jak masz okazję nagraj te jej słówka, lub zapisuj po kilku latach będzie ciekawie powspominać. Ja z moją siostrą na 18 urodziny dostałyśmy takie notesiki z naszymi nietypowymi słowami.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje dziecię jest teraz na etapie nauki mówienia - dość opornie to idzie ale idzie :) Bardzo lubi oglądać bajki w TV, kiedyś pokazywał palcem i 'mówił' yyyyyyy. Wiedzieliśmy o co chodzi i bajka była włączana. Ale teraz już tak lekko nie ma i wymagamy słowa 'baja'. Mały przyszedł, zastanawił sie i powiedział "jaaaa...ba, ja...ba..jabajabajaba!" Bardzo dumny z siebie a my z malca obejrzał swój wieczorny blok bajkowy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Młoda do tej pory, jak czegoś chce, a mnie nie ma w pobliżu to uskutecznia ryk: Mamoooooooooooooooo!
    Do taty woła wielkie uśmiechnięte: tatuś! A do mamy ryczy jak zraniony wół :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bimbambujące dzwony szalenie mi się podobają :D
    A pomysł na prezent z notesikami na 18 świetny. Na razie zapisuję na blogu, ale może czas to jakoś uporządkować w jednym miejscu :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzieci są sprytne i wiedzą, że mówienie w pewnym momencie zaczyna się opłacać :D. Poza tym są bardzo dumne jak im coś wyjdzie, może się czują bardziej dorosłe?
    Pierwszym słowem Matyldy było "tata". My byliśmy tak zachwyceni, że Młoda potrafiła przez cały dzień nawijać w kółko "tatatatata". Też była dumna z siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapisuj te powiedzonka, bo kiedyś Twoja córka będzie miała niezły ubaw.
    Siostra mojej koleżanki mówiła przez lata "przepodkój" zamiast "przedpokój". A syn mojej koleżanki (po zabawach ze mną) na mokre chusteczki mówi "kruczek". Bawiliśmy się w skoki narciarskie i ja byłam trenerem puszczającym zawodników :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Prawdziwy Kruczek pewnie byłby dumny, gdyby wiedział ... :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam. Może chciałaby Pani podzielić się z nami swoimi radościami lub smutkami i zaistnieć w naszym Magazynie? Proszę przemyśleć. Pozdrawiam i życzę samych wychowawczych sukcesów
    http://magazynbrzdac.pl/dziecko-konkurs/

    OdpowiedzUsuń
  10. Pisklak mój sześciomiesięczny dzień rozpoczyna od sporej dawki " tatadata " albo ostatnio odkrytego " deto " :) natomiast przedszkolak tworzył zapamiętale i najpierw do wszystkiego dodawał " ko", nie ważne czy na końcu czy początku...było więc mamako czyli mama, kobacia czyli babcia, tatako czyli tata,a później na swoje rozumieniowe potrzeby przetwarzał. np dinożarły , mekokako to kakao, siutawki to truskawki. Ja na niego mówię spacz...bo o ile noc rozpoczyna w swoim łóżku to poranek spędza już u mnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dodawanie "ko" do innych wyrazów brzmi prawie jak mówienie supertajnym szyfrem :D
    O dinożarłach był kiedyś taki wierszyk (no pewnie nadal istnieje) - dinozaury, co stale żarły.
    A siutawki mnie rozbroiły, nie wiem czemu, ale się posmarkałam :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic