Przejdź do głównej zawartości

Włos mi się zjeżył na głowie, a Mąż poszedł płakać do kącika

Byliśmy w zoo na spacerku. Pogoda piękna, co prawda straszyło burzą, ale tylko straszyło. I w tym zoo się różne zwierzątka ogląda i się nimi zachwyca lub się ich żałuje, że im pewnie ciepło, albo że wybieg za mały. Można też gonić pawia, co pitnął przez ogrodzenie na ogólnodostępne alejki (na nasze oko, pokłócił się z małżonką, bo wymieniał z nią długie przeciągłe ryki, po czym się odwrócił na pięcie i fruuu za płot. Małżonka siedziała na daszku jakiejś szopki i ryczała już samotnie). Można też uznać za największą atrakcję zoo plac zabaw (jakbyśmy pod blokiem nie mieli żadnego) oraz lody i watę cukrową. Weź dzieci do zoo, niech za punkt honoru postawią sobie obżeranie się słodyczami :D


W zoo jednakże są też ludzie. No, nie w klatkach, tylko inni zwiedzający. Niestety. I tych ludzi się słyszy. Co mówią, jak mówią. Niestety. Jakaś aspołeczna jestem chyba...


Nie żebyśmy ze znajomymi prowadzili wyrafinowane dyskusje o sztuce, filozofii i potrzebie piękna w życiu codziennym. Nie nam na takie wyżyny wchodzić, jak trójką dzieci się trzeba zająć, w tym dwie sztuki mobilne, biegające w przeciwnych kierunkach, trzecie wymaga co jakiś czas karmienia i przewijania, jakieś zdjęcia trzeba cyknąć, a i samemu na te zwierzątka się pogapić i o nich conieco poczytać z tabliczek.


Rozmowy prowadziliśmy więc przyziemne, ale jednak zdania proste, takie z orzeczeniem, umieliśmy sklecić, nawet złożone i to wielokrotnie! też się przytrafiły, a przecinków używaliśmy w sensie spacji w zdaniu, a nie znanego słowa na k. Być może ja się bardzo czepiam i mam wygórowane wymagania? Ale, do jasnej cholery, w Polsce żyjemy, czy się to komuś podoba, czy nie i ten nasz język ojczysty powinniśmy mieć opanowany w zakresie co najmniej podstawowym. Ja wiem, że polska język, trudna język, ale dlaczego panowie notorycznie używają formy było nie było żeńskiej - "poszłem"? Tak, tak, pewnie dlatego, że mieli blisko, jakby mieli dalej, to by powiedzieli "poszedłem" ;) Jakoś śmiem wątpić w tak powszechne poczucie humoru... Notorycznie słyszałam teksty: "co tu pisze?", co jeszcze jestem w stanie ścierpieć, choć zęby zaciskam, ale najczęściej po zasłyszanych osobach hulał "wiater", na który od dawnych lat mam uczulenie. Czepiam się, nie? No może się czepiam, ale jakoś zostałam wychowana w poszanowaniu do naszej kultury, w tym języka i mnie wzdryga :)


Jedna Pani jednak zabiła mnie i potrzebowałam dużo czasu, żeby dojść do siebie. W kolejce do waty cukrowej, Pani krzyczała na swojego syna, że jest durniem, bo nie mówi się "jabłko". Otóż - uwaga - mówi się "japko"! Luby stwierdził, że nie zdzierży i poszedł płakać pod płotek, a ja stałam z buzią rozdziawioną i nie umiałam się ruszyć. Później pomyślałam, że może powinnam była uświadomić Panią, że to jednak ona się myli, a nie jej dziecko. Bo jestem pewna, że jej syn teraz długo będzie się upierał przy "japku" skoro za "jabłko" dostał po uszach. Nie zareagowałam, a szkoda.

Komentarze

  1. Muszę stanąć w obronie tej kobiety, bo mówi się "japko", a nie "jabłko", choć najlepiej wymawiać ten wyraz jako "japłko". Tak więc miała rację. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja rozumiem kiedy używana jest gwara, jak np. na Kaszubach, ale czasami naprawdę niemiło słuchać jak niektórzy kaleczą nasz język. Jeszcze mowa to czasami tak są połączone litery że trochę wychodzą słowa jako źle mówione. Mnie osobiście denerwuje kiedy słowa są tak stosowane w pisowni. Ja kiedyś ciągle mojego partnera poprawiałam że mówi się wiewiórka a nie wewiórka. Jak przejrzałam słowniczek mowy kaszubskiej to zrozumiałam że on mówi w języku kaszubskim. Może ta Pani mówiła jakąś gwarą ;-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. taką gwarą mówimy jakiej nas uczą w domu koniec i kropka a nawet dwie...i nie ma co zrzucać odpowiedzialności na środowisko, na kolegów i koleżanki, na wszystkich świętych i resztę świata..bo o ile koleżanka milion razy użyje zwroty" pierwszy czerwiec" o tyle moje dzieci zostaną poprawione i powiedzą " pierwszy czerwca" bo czerwiec jest jeden...dziękuję za wpis..dobrze wiedzieć że są jeszcze ludzie którym zależy na tym aby ich dzieci wiedziały jak mówić po polsku :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No nieraz to lepiej pójść gdzieś ze słuchawkami na uszach, niż ludzi słuchać. Nie jesteś jedyna taka wyczulona ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Całe życie mnie uczyli, że "jabłko", ale po Twoim komentarzu sprawdziłam słownik i..... będę się publicznie kajać!
    Dziękuję za uświadomienie, chociaż i tak na dźwięk "japka" mnie dreszcze przechodzą ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozostałe wypowiedzi tej Pani świadczyły o tym, że niestety nie była to gwara ;) Chyba że bardzo, bardzo lokalna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie jest czasem żal Młodej, bo jej się słownik rozszerza i słowa sobie sama tworzy, a zwłaszcza odmianę słów przez czasy i przypadki. A ja, ta wredna matka, tylko ją poprawiam. Ale z drugiej strony niektóre te na nowo odmienione słówka bardzo ładne są :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety z paplającym dzieckiem przy boku, chodzenie ze słuchawkami odpada.
    i cieszy mnie, że wiele jest osób, które jednak po polsku mówić potrafią. Po prostu tych, co kaleczą bardziej słychać

    OdpowiedzUsuń
  9. Jest jeszcze opcja mówienia "jabułko", u mnie na podwórku to było powszechne, ale sądzę, że chyba to gorszy wariant niż "japko". U mnie w domu się mówi "jabłko", tacy jesteśmy hiperpoprawni. Kwestia wprawy. ^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. a mój Małż.onek mówi " nie kłame".. i jakoś nie mogę go przekonać do innej formy zaprzeczania kłamstwu ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. No właśnie ja też nigdy nie miałam problemu z "jabłkiem", więc się zdziwiłam, że "japko" jest w wymowie poprawne.

    OdpowiedzUsuń
  12. To jak Mężów obrabiamy - mój mówił kiedyś "dziarstko" zamiast "dziarsko". Jak pierwszy raz to usłyszałam, to szczerze powiedziawszy nie bardzo wiedziałam, co to za słowo.
    Na siebie też jeszcze naskarżę - od zawsze mówiłam "w każdym bądź razie" i dopiero niedawno dowiedziałam się, że mówię źle. Jest "w każdym razie" albo "bądź co bądź". Człowiek się uczy całe życie :D
    A brak "i" w niektórych słowach spotykam dosyć często. Właśnie "kłamę", "jake?", "take".

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja też się zdziwiłam, no ale co się będę ze słownikiem kłócić. :D Mogę tylko stawiać czynny opór "japku", bo mi to zwyczajnie niechlujnie brzmi, i mówić dalej po swojemu hiperpoprawnie. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic