Przejdź do głównej zawartości

Zakwitły kasztany

Tak jakoś ze trzy tygodnie temu zauważyłam do męża: Popatrz kasztany kwitną. To chyba matury jakoś niedługo będą... Bo ja bardzo jestem zorientowana w datach ;)


I rzeczywiście te matury od trzech dni ludzie piszą. I taka byłam ciekawa, co też w tych arkuszach powymyślane, bo w internetach trochę opinii widziałam od młodzieży negatywnych, w sensie, że trudna. Zaglądam, patrzę i oczom nie wierzę. Bo szczerze powiedziawszy, to maturę miałam jakiś czas temu. Nie oszukujmy się, ani z treści lektur, ani z zadań matematycznych nikt mnie przez te ostatnie lata nie przepytywał. Studia to było co innego. Na studiach, na pierwszym wykładzie z matematyki, która do tej pory wydawała mi się dość sympatyczną dziedziną wiedzy, dowiedziałam się, że istnieje liczba podniesiona do kwadratu, która jest liczbą ujemną i wszystko to co wmawiali mi przez jakieś dwanaście lat mojej edukacji, to bzdura... Skończyło się na tym, że egzamin z matmy zaliczyłam dopiero na poprawkach i to też byłam zdziwiona, że mi się udało. Nie żeby ze mnie jakiś geniusz był, ale tłumok ostatni też nie...


No dobra, patrzę w te zadania maturalne i kurczę, one jakieś trudne nie są. Przez ostatnie kilkanaście lat nie za bardzo miałam styczność z elementami nauczania polskiego i matematyki na poziomie szkoły średniej, to co wiem, to jeszcze rzeczy które pamiętam ze szkoły (a wiele nie pamiętam :)) i wydaje mi się, że bym tą maturę bez przygotowania, tak z marszu teraz zdała. A tu takie narzekania słyszałam...


Albo ludzie narzekają, bo w Polsce się narzeka - taka cecha narodowa. Nie marudzisz - jesteś podejrzany - ło matko, nienawidzę tego! A sama właśnie marudzę, nie? ;)


Albo poziom kształcenia się obniża drastycznie...


Albo - wybaczcie, ale muszę - społeczeństwo nam głupieje. Tylko jakoś wierzyć mi się nie chce, że się następnym pokoleniom mózgi kurczą. To już prędzej z lenistwa chyba.


Nie mam w planach nikogo obrażać, nie chcę żeby ktoś się poczuł urażony. Po prostu pamiętam, że chociażby z matmy, przerabialiśmy w liceum o wiele więcej materiału niż to, co wyczytałam w dzisiejszych arkuszach maturalnych. Chociaż z  drugiej strony - to był poziom podstawowy, może na rozszerzonym bym poległa z kretesem?


Tak mnie to zaciekawiło, bo Młoda w końcu kiedyś pójdzie do szkoły i egzaminy różne będzie zdawać i ciekawi mnie, jak ona będzie do tego podchodzić.


A może czyta to jakiś rodzic, co ma dzieci w wieku szkolnym i może ma porównanie - jak to było za jego czasów i jak jest ze szkołą u jego dziecka? Chodzi mi o poziom edukacji, tego czego dzieciaki się uczą i w jaki sposób się uczą. I czy rzeczywiście matura w tym roku taka trudna była?

Komentarze

  1. Wydaje mi się, że strach przed maturą jest elementem edukacji. Kiedy już człowiek zaliczy, myśli, że to banalnie proste, ale przed i w trakcie czuje dreszcz emocji. Obserwuję poziom edukacji i moim zdaniem, podążając rzekomo w stronę nowoczesnego nauczania, bardzo się obniża. Ale naprawdę źle zrobi się, kiedy do szkół średnich dojdzie obecna klasa piąta, idąca nową podstawą programową. Będzie się działo! Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja maturę zdaję w tym roku :) Opinie o trudności są trochę przesadzone, matma i angielski na poziomie podstawowym były takie normalne, do zdania, nic zaskakującego, chyba że jakieś pojedyncze zadanie... Natomiast miałam mały problem z polskim, znaczy się z wypracowaniem, bo mało pamiętałam z lektur, które były wykorzystane. Wydaje mi się mimo wszystko, że zdam na pewno, w końcu coś tam napisałam ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Człowiek zawsze się boi przed nieznanym, a po wszystkim inaczej patrzy na wydarzenie. Ja też przed maturą miałam miękkie kolana, ale nikt z nas wtedy nie mówił, że matura to masakra i koniec świata. Ciężko mi porównywać, może jak miałam 18 lat to tez mnóstwo ludzi narzekało, tylko wtedy internet nie był tak rozpowszechniony, więc nawet o tym nie wiedziałam... Wypowiem się, jak Młoda pójdzie do szkoły :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie tak mi się wydaje, że dla normalnego, myślącego człowieka, tegoroczne zadania maturalne nie były wyjęte z kosmosu. Zwłaszcza dla ludzi, którzy siedzą w temacie, tzn. maturzystów :D
    Szkoda, że teraz na polskim zawężają krąg lektur, do których się odnosi. Ja pamiętam, że było do wyboru kilka tematów i sama sobie dobierałam lektury, które moim zdaniem nawiązywały do tego, który wybrałam. To chyba było łatwiejsze.
    Niemniej jednak, Dani, życzę powodzenia na egzaminach. Nauczyłaś małego Leona trzymać kciuki za mamę?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Robię coś, co jest strasznie nudne, ale jednak z tyłu głowy lata mi słówko: satysfakcja - ot taki dylemat

Wiecie, jak to jest? Pewnego dnia zachciewa się takiej babie leniwej, ale też takiej, co to potrafi się zaprzeć i zacisnąć zęby, no więc zachciewa się nagle babie wyjść z kuchni i zrobić coś ekscytującego.  Ekscytacja poza kuchnią może objawiać się w wyniku posmarowania ryjka rano kremem nawilżającym "na noc", tudzież poza domem - jazdą komunikacja miejską bez ważnego biletu, albo jazdą samochodem bez dokumentów, przy czym oba te zdarzenia muszą być wykonywane świadomie, bez świadomości, że się tych rzeczy nie ma, nie ma ekscytacji... No wiecie, taka baba przykładowa mogłaby wymieniać i wymieniać różne przykłady życia na krawędzi, ale podam jeden. Biegi przełajowe z przeszkodami. Takich imprez w całej Polsce jest wbrew pozorom całkiem sporo, zeszłej jesieni znalazłam jedną, mieliśmy rodzinnie pojechać, zobaczyć, jak takie "cóś" wygląda na żywo, żebym na wiosnę 2018 mogła się mentalnie przygotować i zacząć startować.  Widocznie jednak zachłysnęłam się tym

Zakręcenie życiowe - poziom fyfnosty

Co robi idiotka, jak ma za dużo spraw na głowie i nie ogarnia? Przytula kolejny problem i kolejną rzecz do załatwienia, bo jak nie ogarniam, to może jestem po prostu źle zorganizowana?... Ktoś zna z autopsji? Efektem zakręcenia są sytuacje lekko komiczne, we mnie wzbudzające niepokój, jednakże stanowiące świetny materiał do anegdotek... Otóż.... Budzi mnie rano budzik, natarczywie i stanowczo. usiłuję z zamkniętymi oczami wymacać telefon, żeby wyłączyć te irytujące dźwięki, które wbijają mi się w mózg. Myślę sobie "O rany, ale jestem niewyspana. Poziom zmęczenia na oko czwartkowy." Więc wstaję ucieszona myślą, że jutro piątek, piąteczek, piątunio, a potem weekend, więc może trochę odpocznę, gdy nagle, strzałem znikąd, życie uderza mnie w potylicę i rodzi się we mnie - bynajmniej nie błogie - uświadomienie czasoprzestrzeni. Laska, weekend się właśnie skończył, jest poniedziałek 6 rano, świat przed tobą stoi otworem... Oka, ale dajcie mi chwilę, przynajmniej otworzę oc

Zmiana daty

Muszę przyznać, że ostatnie dni minionego właśnie roku spędziłam tak jak chciałam - leniwie... No, może gdybym nie miała dziecka, repertuar filmowy dobrałabym inaczej, ale mówi się trudno i ogląda się dalej, chociaż szczerze powiedziawszy taka "Koralina" na-ten-przykład, to mną lekko wstrząsnęła. W Święta Młoda dostała od dziadków puzzle - dwa razy po 500 elementów. Szybkie obliczenia dały mi nadzieję, że jeden obrazek powinien się zmieścić na takim małym stoliczku, który mieliśmy do dyspozycji w naszym pokoju w Dziczy. Nieważne, że dwudziesta minęła, że Młoda powinna iść spać, że może by jej książkę poczytać... nie-waż-ne!. Ja kocham puzzle i nie układałam ich ponad 10 lat! Te z "My little pony"i "Księżniczkami Disney'a" się, proszę Państwa, nie liczą... Postanowiłam nadrobić zmarnowane lata. Mąż i dziecko postanowili mi pomóc i musiałam tłumić warczenie, że ja chcę SAMA!!!! - no przecież wspólna, rodzinna zabawa, nie będę znowu taką zołzą, dla nic