Są takie dni, kiedy czekam na wieczór...
- Matyldo, trzeba już wstawać.
- Umyj zęby.
- Nie zakładaj sandałów, tylko tenisówki. Dzisiaj pada deszcz. Zmoczysz sobie stópki.
- Czy możesz w końcu usiąść w swoim foteliku, zamiast demolować wnętrze naszego samochodu?
- Przeczytać Ci, co będziecie jeść dzisiaj w przedszkolu?
- Czy mogłabyś się odrobinę pośpieszyć? Dlaczego przebieranie papci trwa w Twoim wykonaniu 10 minut?
- O zobacz! Kuba już jest w sali. Pobawisz się z nim?
- Kocham Cię Myszko, ale muszę iść do pracy. Czy mogłabyś przestać na mnie wisieć?
- Cześć Kochanie. Przyszłam po Ciebie trochę wcześniej. Cieszysz się?
- Pójdziemy na rolki?
- Chcesz pograć w Gwiazdki?
- Lubisz mnie?
- Możesz mi podłączyć telefon do ładowarki?
- Zostaw w końcu Tego kota w spokoju, przecież zaraz się wkurzy i Cię podrapie. I tak wykazała się daleko posuniętą cierpliwością!
- Chcesz jajeczniczkę na kolację?
- Idź się kąpać.
- Uczesz włosy.
- Wybierz sobie książkę do czytania.
- Połóż się w końcu do łóżka.
- Czy możesz przestać wierzgać?
Na te i wiele innych pytań i stwierdzeń w Nie-Dzień Matylda odpowiada zdecydowane NIE. Co więcej, to "nie" jest poparte i podkreślone płaczem, wyciem, wierzganiem, histerią, walaniem się po podłodze lub sprzętach domowych, co ma obrazować otchłań jej rozpaczy, piszczeniem, jazgotem, czerwienieniem oblicza i ogólną postawą negatywną.
Na co dzień, z większością wyżej opisanych rzeczy, nie ma najmniejszego problemu. Ale Nie-Dzień jest wyjątkowy w swoim stylu. Taki dzień, w którym bycie matką, przyprawia mnie o dreszcz zniechęcenia. Brrrr.
Rozumiecie, dlaczego z utęsknieniem czekam na wieczór... Na moment, w którym jazgoczące, nastawione na wszystko negatywnie, rozczochrane coś, co na co dzień jest Moją Córką, w końcu zaśnie.... I przestanie wydawać dźwięki, których moje uszy nie są w stanie już ścierpieć....
I ta Mała Wredota potrafi przed samym zaśnięciem powiedzieć: "Kocham Cię Mamusiu. Cmok i Przytul. Jutro będę już grzeczna".
Dobrze, że od razu zasypia, bo za taki tekst, to bym jej wszystko od razu wybaczyła, a to przecież niepedagogiczne jest...
Bardzo fajny wpis. :) Przeczytałam, uśmiechając się szeroko, choć wiem, że Tobie w nie-dzień wcale nie jest do śmiechu. Pozdrawiam, życząc jak najmniej nie-dni w roku. :)
OdpowiedzUsuńRozumiem. Po trzykroć rozumiem. I wciąż mnie korci żeby zrobić taki nie-dzień i stać się wredną paskudą, niezmiennie od jakichś 12 lat :D
OdpowiedzUsuńZaprotestuj i zrób NIE-dzień w wykonaniu mamy :D
OdpowiedzUsuńW nie-dzień sięgam po skitraszone zapasy cierpliwości…
OdpowiedzUsuńMnie również korci - niestety wredność nie leży w moim charakterze. Ehhhh, szkoda. Chociaż są dni, że też strzelam focha, bo umiem!
OdpowiedzUsuńTo mogłoby to się nie spotkać ze zrozumieniem i spowodować dodatkowy, nieplanowany i spontaniczny nie-dzień Matyldy. A nie wiem, czy łączenie nie-dni dwóch osób nie byłoby przegięciem. Obawiam się, że Mąż mógłby przestać nas kochać ;)
OdpowiedzUsuń