Historia nie będzie o kranie, chociaż rzeczywiście kran ostatnio chłop naprawił...
Szósta rano, bezpiecznie sobie w mieszkanku naszym egzystuję, a tu mi jakieś okropne potwory o ilości odnóży przekraczających normę, włochate i olbrzymie po wannie łażą i ŁYPIĄ na mnie! Gdzie tu poczucie bezpieczeństwa, gdzie? Zaspana, niedowidząca, wlokę się do łazienki, po pastę i szczoteczkę sięgam, a tu jakieś okropności mi się w wannie bezczelnie ruszają! No fakt, ciśnienie mi podniosło.
Uwiesiłam się na małżonku, ze łzami w oczach, żeby czci mej bronił i w ogóle całego mojego jestestwa przed potworem, co w łazience tylko się czai przed frontalnym atakiem na mnie lub na dziecię nasze. Może nas pożre? A może pokąsa? A może całym sobą spowoduje, że z obrzydzenia wywinę się na drugą stronę i będę wyglądać jeszcze mniej atrakcyjnie niż zazwyczaj... Ja tam nie wiem, co się w głowie takiego stwora klupie... Przyjaźnić się z nim nie będę. Mąż ma dokonać likwidacji.
Męża wepchnęłam do łazienki i zamknęłam drzwi, żeby skubaniec nie uciekł - pająk, nie mąż :D
Chwila ciszy, po czym słyszę zamyślenie Męża: Hmmmmm.... Kolejna chwila ciszy (kombinuje czym tu drania załatwić), jakieś szurania i stukania i nagle Puffff! Pufff! Aaaa, zrobił miotacz płomienia z dezodorantu i zapalniczki. Słyszałam, że w Stanach jeden pan też tak walczył z pająkiem i trafił nie tylko w pająka ale w cały dom. Mąż na szczęście ostrożniejszy, po ręcznikach nie psikał tyko po pająku w wannie, wanna z metalu, tak od razu się nie sfajfczy.
- Rzeczywiście, był bydlak wielki - z uznaniem pokiwał chłop głową, znaczy się nie koloryzowałam. Poleciałam dokonać inspekcji, rzeczywiście pająka nie było, a w powietrzu unosił się całkiem miły zapach męskiego dezodorantu. Tak oto, po raz kolejny, mój Mąż został bohaterem w swoim domu :D
I teraz niech mi ktoś powie, jak takie grube, włochate bydlę dostało się do mojej łazienki? Przez odpływ nie przeszło, przez kafelkę rewizyjną też nie, bo za grube. No chyba, że umiało to coś brzuch wciągać. A może, tak jak koty, jak się głowa zmieści, to i reszta pójdzie... Czy to coś przyszło z korytarza? Też wątpliwe, bo drzwi raczej mamy szczelne, więc znowu wchodzimy w pole możliwości wciągania brzucha u pająków. Hmmm. Najbardziej prawdopodobne, że przywędrowało z balkonu, bo okna mamy w nocy otwarte. I to jest też najbardziej przerażająca opcja. Bo jak z balkonu, to znaczy, że przetuptał włochaty stwór przez całe mieszkanie i jak przyjdzie następny i też tak będzie tuptać w nocy, a ja akurat wstanę i zobaczę, to zejdę... od razu zejdę, bez dwóch zdań. Dziecko bez matki zostanie, Mąż bez żony.... noż kurde, nie poradzą sobie... tak sobie uświadamiam, że nie poradzą sobie.
To ja proszę wszystkie wielonożne potworki o omijanie mojego mieszkania, bo jak nie, to sobie kupię stalową packę na muchy, co i takiemu grubasowi da radę! Nic to, najwyżej chłop ścierwo posprząta, bo ja nie tykam.
Ostrzegam! Mój dom, to moja twierdza!
Znam ten ból! Też wpadam w panikę na widok tych dorodnych, tylko ja nie pozwalam zabijać. Trzeba wynosić, co albo Pan S., albo tatuś czynią z wielka łaską. A zabierają się do tego, jakby wyruszali na polowanie na grubego zwierza, a nie na pająka. :)
OdpowiedzUsuńOj ja nie rozumiem jak można zabić pożyteczne stworzonko. Ja mam dwa pajączki w hodowli, w ciemnych rogach, nawet czasami to i podrzucę mu jakąś muszkę. Mam takie długonogie pająki ale one są niedobre, pożytecznym zjadają jajka, ale ja po prostu jak odkurzam ich pajęczyny to one również tam wracają. A pająki znajdą zawsze drogę, one zawsze wszędzie się wcisną. Mam prośbę następnym razem nie mordujcie, wynieście na dwór .
OdpowiedzUsuńNo to rzeczywiście spisał się Twój na medal :) Ja również zastanawiałam się, skąd biorą się pająki w wannie? ostatnio dowiedziałam się że wędrują rurami ściekowymi ot, co... wobec tego zawsze takiego podróżnika polewam wodą i kiedy spłynie to zatykam odpływ, żeby nie wrócił :)
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, że mam pewne wyrzuty sumienia, bo to jednak zwierzątko, ale nie zawsze się udaje wynieść na dwór. Mąż się tym zajmuje z przymusu, bo ja w ogóle w panice wisiałabym na żyrandolu, gdybym go miała i nie zawsze ma pod ręką coś w co można zwierza złapać...
OdpowiedzUsuńNiestety mam fobię na punkcie i tych pożytecznych i tych niepożytecznych. A do prośby postaram się zastosować - będę motywować Męża do zbudowania pułapki na robaki (generalizuje, bo panikuje przy każdym wielonożnym stworzeniu - pająk, chrząszcz, ćma - wszystko jedno). Mąż jest majsterkowicz, może wykombinuje urządzenie do wyrzucania.
OdpowiedzUsuńJa też słyszałam o tych rurach i nie powiem, żeby to dobrze zrobiło mojej psychice ;) Bo kiedyś ten odpływ trzeba odkręcić i co, jak on wtedy wyskoczy? Zawał mam murowany ;)
OdpowiedzUsuńW pułapce na mrówki, muchy czy inne robaczki polecam umieścić spodek z cukrem.
OdpowiedzUsuńHmmmm, a co jeśli robaki nie słodzą?
OdpowiedzUsuń